Komunikat o błędzie

  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 705 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 706 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 707 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 709 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 711 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 159 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 160 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 161 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 162 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 163 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 164 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 165 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 166 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_settings_initialize() (line 799 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: session_name(): Cannot change session name when session is active in drupal_settings_initialize() (line 811 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
Obrazek użytkownika Mr. Cryptic

cvbnmjk,;led (interpretacja , felieton, proza)

Tytuł: cvbnmjk,;led
autor: Paaulina

SEXI GOŁ
SEXI GOŁ

----------------------------
1) zawiera treści od 18 roku życia
2) przepraszam, że pozwalam sobie komentować w osobnym temacie
3) ponieważ dzieło, które komentuję, zostało usunięte, (a moja praca zdawać się może równie bezsensowna - bo i taka zresztą jest) zwracam się z prośbą do Admina, aby mojej pracy nie usuwać, motywuję to (tym samym zresztą, co wcześniejsze dzieło) charakterem metafizycznym pracy!
Z poważaniem Mr. C.
----------------------------

Najpierw Felieton
Przeczytałem za pierwszym razem i już czułem (w każdym wymiarze, nawet nozdrzami) - dzieło. Przepisałem na kartkę papieru, przeczytałem, pisemnie poddałem głębokiej analizie? Już w tytule - groteska, (neo) onomatopeja, celowo zastosowane by przyciągały uwagę (każdy, kto zobaczył przeczytał), ale również metafizyczna przenośna, ponieważ nie od razu odbiorca znajduje związek z treścią (prawdę powiedziawszy ja nie znalazłem go wcale, ale - ALE! - szukam). W analizie skreśliłem na papierze, iż po poddaniu tytułu próbie rozkładu etymologicznemu znalazłem skrót "led", pierwotnie jest to skrót elektronicznych elementów świecących (diod). Dalej na kartce wypisałem następujące środki stylistyczne: epitety, (znów) onomatopeje, metafory, anaforę, rymy, rytm, przerzutnia, lapidaryzm (nie wiem czy istnieje taki zabieg, ale tu z pewnością został użyty), lipogram, fonetyzacja - wszystkie o charakterze metafizycznym, jeżeli jest ich więcej, to z wielkim bólem, ale moja (pomimo, że - przynajmniej ja tak uważam - szeroka widza na temat środków styl.) okazuje się zbyt małą.
Natomiast problem pojawił się, ponieważ chciałem dokonać interpretacji. Po kwadransie nie napisałem nic. Po kolejnym miałem pokreśloną kartkę. Po następnym przeczytałem dwieście razy (dokładnie) omawiane dzieło. Nie spłodziłem totalnie nic. Pojechałem do rodziny, tam odpocząłem od interpretacji, odetchnąłem kilkoma kieliszkami Tokaja, po powrocie próbowałem dalej. Nic. Przeczytałem kolejne dwieście razy (dokładnie) i nadal nie mogłem napisać nic. Wychyliłem trzeźwiącego - nie pomógł, podwójna Queen-Margot również. Nie poddając się tak łatwo, nalałem poetycki strzał Zedda Pirasā€™a - zawiódł. Przeczytałem kolejny raz i wyciągnąłem własnej roboty (dokładnie roboty i tym samym pamiątki po moim dziadku) wino wzmacniające różane (nalałem z płatkami róż), ale interpretacja nie pojawiła się zarówno na papierze, w myślach i komputerze. Potem wypiłem, przez niektórych mylnie nazywaną drinkiem mieszankę wina czerwonego (nie powinno być wytrawne) z białym (najlepiej słodkie - chodź Tokaje tu nie sprawdzają się najlepiej), w proporcjach dwa do jeden, ja po prostu przechyliłem dwie butelki z białym i czerwonym winem, aby proporcje były odpowiednie tą z czerwonym przechylamy pod kontem sześćdziesięciu, a z białym czterdziestu pięciu stopni - i ten trunek nazwać można ze czystym sumieniem interpretacyjnym? Czas przyszedł na ā€˜zieloną wróżkęā€™, ale cukier spłynął (dla poprawy wlałem trawiącego strzała, absynt nie najgorszy - czeski Hills), jednak i to nic nie dało. I tu zacząłem schodzić do coraz to podlejszych trunków, a jednak takich, po których udzielają się zmysły twórcze. Biały Rusek mnie zawiódł, a żabka (bo nienawidzę pospolitego kamikadze) zmusiła mnie do zalania wszystkiego czystym przeczyszczającym. Zdesperowany, po pierwsze tym, że interpretacja nie pojawia się, po drugie tym, iż trunki zawodzą, po trzecie tym, że szlachetne już się wyczerpały, chwyciłem za dezodorant, psiknąłem trzy razy, a wodą po goleniu dwa i dodałem trochę spirytusu salicylowego, całość zhakowałem ustami i przełknąłem - to był tak zwany deliryczny - niestety nie pomógł. Ponieważ piwo nie tylko było wskazane, bo albo alkoholi się nie miesza, albo należy to zrobić dokładnie, postanowiłem jako kolejne otworzyć dębowe mocne. I tak na koniec spróbowałem lakier do paznokci mojej siostry. Nic?
Otworzyłem waniliowego absolwenta, wychyliłem się jak Szopen. O taaaaak zagrało, zagrałem ja, byłem wirtuozem? apogeum. A interpretacji jak nie było, tak nie ma. Ponieważ, osiągnąłem skrajny stan agonalny, a jeżeli nie w nim, to dochodząc do niego, siłą rzeczy musiałem przejść przez taki, w którym moje interpretacyjne umiejętności szczytowały, z bólem, ale to z bólem przeszywający mnie w każdym wymiarze, oddałem w myślach, że "o własnych siłach - chyba raczej umiejętnościach, o własnych siłach nie byłem w stanie już nic utworu nie zinterpretuję".

I tu pierwszy raz w życiu spróbowałem zastosować najbardziej nieopisaną metodę rozumienia, oceniania twórczości. (I tu powód, dla którego jest to tekst, dozwolony od lat osiemnastu, ponieważ dalszy fragment tekstu powinien być niepublikowany, sam osobiście uważam i poprę - choć Ziobry nienawidzę, nienawiścią prawdziwą, najprawdziwszą i dla mnie mógłby być autorem metody [a to ponieważ i nie tylko, od dziś za śmigusa dyngusa karzą sądy 24-godzinne]- karanie przez sądy 24-godzinne osoby, które jej kiedykolwiek użyją, bądź rozreklamują, jeżeli ktoś poda mnie do sądu, o szkodliwość społeczną, demoralizację?). Mianowicie, zasób mojego wulgarnego słownictwa jest przeogromny? ale tu, niewystarczający - jak dla mnie - by opisać bukiet uczuć, jakie wywołuje we mnie debilizm (o jak małe jest to słowo - ale chodzi tu o debilizm, przy którym ten właściwy debilizm, nie jest debilizmem -a jedynie (CO NAJWYżEJ) nie-zdolnością) tej metody. Nie znam takich wulgaryzmów - a znam ich dużo, naprawdę takie, że nie umiem ich pisać - żeby opisać nieprzebrane pokłady agresji, jakie we mnie wyzwala idiotyczna, ale to nie do granic możliwości, lecz granic moralności, metoda Pritcharda, (którego swoją drogą cenię za tony (przynajmniej dwie) innych, ciekawych prac z dziedziny filologii. Otóż, nie wiem, co Johnatan wcześniej spalił, czy wypił (na mój alkoholowy instynkt nie ma takich alkoholi), ale napisał, iż wielkość utworu można oceniać, przez opisanie jego walorów graficznie? ? ?
Walory wiersza na osiach? ? ? ? ? ?
????
Odetchnąłem. Kontynuuję.
Prosto mówiąc, mniej więcej - tu bardzo, ale to bardzo upraszczam, bardziej chyba nawet, niż zrobiono to w "Stowarzyszeniu umarłych poetów" - jakbyś artyzm (środki stylistyczne, rytmiczność) przedstawił na osi poziomej, a sens (treść) na osi pionowej, a zaznaczone przez nie pole, wyznaczyło wielkość wiersza.
Przeczytaj powyższe zdanie drugi raz. Przemyśl? Więc? chciałbym to palić/pić?

Nie będę oczywiście pisał, dlaczego i jak, jest mega-galaktycznie idioto-debilistyczna ta metoda, po pierwsze z szacunku do czytelnika (każdy chyba sam to widzi), po drugie powodów jest tyle, że nie tylko nie chce mi się, ale można byłoby osobny esej o tym pisać - a ja eseji nienawidzę! Oczywiście, kłopotliwość, tym razem metodyczna sprawiła, iż interpretacji nie miałem.
I tu z honorem, ale i bólem na dumie, z odwagą, ale i ujmą na mych umiejętnościach (albo zawartości barku?), oddaję - interpretować, nie zinterpretowałem.
Jednak, ponieważ interpretacja, to rzecz - o ile oparta o analizę - dowolna, coś - ale nic godnego publikacji - naskrobałem. I byłoby dobrze, gdyby nie stan, w jakim byłem. A pijak, jak wiadomo - i to bezsporna, powszechna, obiektywna prawda, której nie będę tłumaczył - to najmądrzejszy człowiek. Zacząłem się zastanawiać nad rodzajem literackim. Doszedłem do wniosku - Nobel, przynajmniej Guinnes - stworzyłaś nowy. (Fraszka i liryk, jak nie chybnie można by stwierdzić, z całą stanowczością to, to nie jest!) - Nadaj nazwę.

Po felietonie komentarz
Tu przepraszam, że mój komentarz wymagał osobnej pracy i felietonów.
Droga Paaulino, byłem świadom, że Twoja praca zostanie usunięta, chciałem prosić mailowo, by tego nie robić - nie zdążyłem. Myślę, że metafizyczny - a taki zawsze zasługuje na uwagę - charakter pracy, powinien ją od tego ustrzec, jednak przypuszczam, że zdajesz sobie sprawę, iż metafizyka rzadko jest rozumiana przez innych - nie wspomnę o docenieniu.
Podziwiam Cię, wielbię. Paaulino! Jesteś mi wzorem. Twoja praca jest wielka! Po pierwsze nie zadręczasz odbiorcy długim tekstem, dzięki czemu jest czytany. Wspaniale zastosowane środki stylistyczne (neo-groteskowe) w tytule, wręcz posłużyłaś się tu sztuką wywierania wpływu, każdy, kto zobaczył tytuł na bocznym oknie, kliknął by przeczytać. Dalej, tytuł nie jest bezpośrednio związany z treścią, jak wiadomo zmusza to odbiorcę, do wnikliwszej analizy - aktywności, by móc dokonać jakiejkolwiek interpretacji - bomba! I wreszcie kosmiczna, ponad apogealna - sprawdziłem - treść. Pisanie tu o szczegółach typu, nie ujawnianie podmiotu lirycznego, było by hańbą dla Ciebie i dla mnie, ale to również skomplikowało interpretację. Ponieważ kilku czytających mnie, (a nierozumiejących, co wynika z pytania) często pyta: "a w skali (?) " - więc odpowiadam! Ja umywam ręce i na ciebie skali nie znajduję, ale w skali od zera do dziesięć - sto, od zera do tysiąca - milion, od zera do miliona - wypchajcie się, do tylu liczyć nie umiem.
Dlatego Paaulino, jestem Ci fanem! Jednak nie do końca, jestem opętanym, zauroczonym fanem. Muszę, po prostu muszę, zarzucić Ci jedną rzecz, pomimo metafizyki, muszę! Jesteś odrobinę monotoniczna w swym utworze?

PS. sorry za orto. & gram.
Z uszanowaniem
Mr. Cryptic

"Z gówna powstałeś i w gówno się obrócisz" KaSzatus

Obrazek użytkownika Issues

Czarna owca

Jestem drzazgą wbitą,
w mistycznym ciele,
Uniżonego Sługi Najwyższego,
Ja zadaję ból i rany,
Każdym grzechem swym,

Umarł na krzyżu On,
Lecz żyje pośród nas,
Jak obiecał,

I my ukrzyżowanymi jesteśmy,
wyznając wiarę,
Fizycznie żyjemy ,
Lecz pod ciężarem własnego krzyża,
Codziennie nękanych spraw,
I zadawanych krzywd wzajemnie przeciw sobie,
Umieramy duchem,

Obrazek użytkownika bajka

obudź się

Obudź się, Kochanie
Sen otrzyj z powiek
Na śniadanie zjedz
Siedem pocałunków.
Napij się chłodu trunkiem - orzeźwieniem.
Poczęstuj kogoś
Uśmiechem - pragnieniem
Obudź się, Kochanie
Otwórz oczy nieśpiące
...wypełnij sobą
poranek - początek.

Obrazek użytkownika brumbela

Chociaż wiem że nie zobaczysz

Nie będę szeptać dzisiaj
słów z powietrzem ciepłym łączyć...
zapach kwiatów wiśni
zakwitła w ogrodzie
powąchaj...
białe okruszki
skąpane w wieczornym blasku

zamknij oczy...

Obrazek użytkownika Gość

Karnawał

Siedzę sobie na kanapie,
i tu zaraz ktoś mnie łapie.
Szukam, kukam a tu nic,
choć za chwilę słyszę kwik!
Chodzę patrze szukam w koło,
a tam ktoś wywija zdrowo.
Tańczy, śpiewa i rapuje,
bo karnawał się szykuje.
Myśląc o tym się ubrałem,
i wczorajsze danie zjadłem.
Teraz jestem już gotowy,
by dołączyć do hołoty.

Obrazek użytkownika Gość

Bakchanalie

Bakchanalie toż to były
tam i bachant i bachantka
w cudze słowa doskoczyły
i uwiodły ino Antka

Same barachło w tymże pokoju
jedna tylko szklanica ostała
barbiturany u wodopoju
biednego Antka w mig usypiała

Barbaryzm to niepospolity
by w nocy tak kogoś uwodzić
wszak zwyczaj na świat jednolity
w śnie nikomu nie szkodzić

Barbouze z kuchni na przeszpiegi przyleciał
by spoglądać na ucztę Barmakidy
i jakiś szał go natenczas obleciał
bo widział jeno zwidy

Obrazek użytkownika Mr. Cryptic

Polska Pieta

Do admina:
1) to nie literówki - onomatopeje pijackie
2) proponuję od razu pracę ukryć, albo przenieść do kosza, ze względu na wulgaryzmy...
pozdrawiam z insomnii

Był wieczór. Stanął na środku, zamknął oczy i widział ocean ciemności, choć to był jego sposób na powstrzymywanie płaczu, nie zdawał sobie sprawy, że płacze, że płacze wewnętrznie. Chciał nie żyć, ale nie teraz, nie chciał umrzeć, chciał być inaczej, gdzieś indziej, chciał być kimś innym, innym dzieckiem.
- Co się tak przy? przyglundasz? - wybełkotała w stronę chłopczyka, z trudem utrzymując równowagę - ty głupku, ty...
- Zostaw go ty szmato, mało, że musi na ciebie patrzeć! - dobiegł głos z sąsiedniego pokoju.
- A co? Mo? może myślisz, że woli ciebie ty? ty skurwesynie jeden? - wrzasnęła, po czym ruszyła w stronę dziecka.
Pięcioletni Damianek patrzył, jak matka zataczając się, zbliża się w jego stronę, stał bez ruchu, z bezwiednym wzrokiem skierowanym matkę, czuł strach i nie-strach, nigdy nie wiedział, co ma zrobić, nie umiał myśleć, stał nie ruchomo, ale wewnątrz drżał ze strachu, drżały małe oczka Damianka, bał się, bał się wszystkiego, bał się, że matka go uderzy i bał się, że matka go przytuli, bał się, że matka go przeprosi i bał się, że będzie go obwiniać, bał się, że będzie płakać. Kobieta odkładając butelkę, zachwiała się i przewróciła, a głową zaryła w metalową nogę od stołu.
- Ku**a, powypie***ny stół - kobieta nie była wstanie mówić, alkohol mącił to, co widziała i słyszała, a mowę zmieniał w bełkot, powoli podniosła twarz i chłopiec zobaczył ją, cały czas stał w miejscu z spuszczonymi rączkami, z oka po policzku spływała jej czerwono-ciemna smuga - ja pi? pie***e? mope? może pomógłbyś szmaci, szmacie wstać? - ale Damianek nie wiedział, nie wiedział, jak ma pomóc, nienawidził tego oglądać, nienawidził tego słuchać, nie chciał tu być?
Kobieta pijackimi ruchami chwyciła się stołu i podniosła do góry, chwyciła chłopca za rękę. Na widok ruchów matki w oczach chłopca pojawiło się przerażenie, przerażenie nie wywoływało bladości jego skóry, bladły jego oczy, one wręcz, za każdym razem, umierały. Kobieta wtoczyła się do sąsiedniego pokoju wciągając za sobą dziecko, jak lalkę i stanęła przed mężczyzną, który leżał na kanapie i oglądał telewizję.
- Myślisz, że cie ku***a? że bardziej woli ode mnie cie? - krzyczała - no powiedz ojcu, powiedz temu dzidowi, kogo wolisz! - wyciągnęła dzieciaka za rękę przed siebie.
- Nie wtrącaj w to dzieciaka, szmato jedna, to żeś się pi***o nachlała, to nie jego sprawa, a teraz zjeżdżaj, telewizję oglądam i nie drzyj mi tu ryja.
Chłopiec, nie chciał tego dalej słuchać, kiedyś była babcia, tak babcia Ala. Zawsze wykręcał, po kryjomu, numer do babci i odkładał słuchawkę. Babcia przyjeżdżała po pięciu minutach i zabierała go do siebie, teraz już babcia nie żyła, nie żyła od trzech tygodni. Nie umiał czuć nawet, czuć nienawiści do matki i ojca, może do ojca, ale matkę, mimo wszystko kochał.
Wiedział, że tym razem ojciec zaraz, każe mu pójść do pokoju, ale mimo to trząsł się cały w środku, trząsł się jak galareta, trząsł się ze strachu.
- Pi**o? Słytałeś, słytałeś jak tatuś mamusie nazwał? Mamusia jest pi***a - matka zwróciła się w stronę dziecka, a chłopiec zobaczył kolejny raz, zakrwawioną twarz mamy, najukochańszą twarz na świecie, tą matczyną, tą bez wyrazu, twarz, osoby, do której nic już dziś nie dojdzie - tak właśnie myślał, nieświadomie jego pięcioletni umysł tworzył takie stwierdzenia.
- "słytałeś spytałeś" - mężczyzna przedrzeźniał kobietę - wynoś mi się, bo oglądam!
- ACH OGLĄDASZ? - kobieta zaczęła drzeć mordę.
- Nie zaczynaj! - przerwał jej, po czym zwrócił się do chłopca - a ty nie stój tak, jak ostatnia sierota, zmiataj do pokoju.
Chłopiec patrzył szklistymi oczami, to na ojca, to na matkę, sztukę powstrzymywania łez miał opanowaną, ale jego twarz z niepłaczącymi, szklistymi, małymi, jak dwa groszki oczkami wołała o żal i współczucie! Damianek odwrócił się i skierował się do pokoju, kiedy mijał kanapę, w pokoju rozległ się szklany huk. Chłopiec bezwolnie stanął w miejscu. Strach i stres już dawno zlikwidowały w nim naturalne odruchy. Zamknął oczy, ale ocean ciemności, jego ocean otchłani pojawił się na miliardowy ułamek sekund. Otworzył oczy. Był sparaliżowany. Bał się białych drzwi, prowadzących na korytarz, bał się pokoju, w którym byli jego rodzicie, bał się kanapy, bał się huku, bał się bać, bał się odwrócić, i bał się uciec, bał się, bo nagle w myślach pojawiła się pokaleczona twarz matki, wiedział, że zrobiła coś, i że to coś rozpęta zaraz piekło. Te wszystkie myśli do głowy pięciolatka napływały, jak rwąca rzeka, ale ich dalszy napływ przerwał krzyk ojca, ale krzyk tak donośny, że chłopiec czuł drżenie całego mieszkania, w palcach, stopach, w brzuchu, w trzewiach, w sercu, czuł jak w nim drżały ściany, jak w nim drżały podłogi, jak w nim drżało całe, wypełniające pokój, duszne powietrze, czuł wydobywającą się spod skóry ojca bestię, o głosie przerażającym, jak ryk dorosłego lwa znajdującego się metr od człowieka.
- COŚ TY DZIWKO ZROBIŁA! POKU***ŁO CIĘ? - na całym ciele poczuł wrzask ojca i kątem oka widział, jak ojciec wystrzelił z kanapy, w stronę matki, Damianek szklistymi oczami widział, patrzył w dziurkę od klucza na białych drzwiach, ale nie widział jej, perturbacja myśli uniemożliwiała dotarcie obrazu do mózgu. Chłopiec wiedział - teraz będzie najgorsze.
- CO NIE MASZ TELEFISORKA - ozwał się pijacko drwiący śmiech za plecami chłopca, z tyłu pokoju.
- ROZPI***LĘ CIĘ - lwi ryk przebiegł falą przez całe powietrze w pokoju. I chłopiec słyszał trzaski, krzyki i bójkę rodziców. Mimo woli odwrócił się i zobaczył ojca siedzącego na matce, wyzywającego najgorszymi, niezrozumiałymi dla dziecka (tym straszniej brzmiącymi w małym umyśle) obelgami i okładającego ją pięściami. Kobieta leżała na ziemi, pijacki śmiech przerywały odruchowe odgłosy wydawane przy uderzeniach, miała okrwawione i poharatane ręce, twarz opuchniętą i wyglądającą, jak u potwora. Od szyi ojca, aż na policzki ciągnęły się ciepło-purpurowe strużki, na końcu jednej, wbity w policzek kawałek paznokcia. Za nimi na stole stał telewizor z zbitym kineskopem. Chłopiec stał i patrzył. Zimno. Zimno. Było strasznie zimno. Zamknął oczy, ale otchłań nie pojawiła się, nie napłynął wyzwalający ocean ciemności. Otworzył oczy i byłby zapłakał, bo wszystkie jego blokady przestały działać, ale strach, zimno, trzęsące nim, jak galaretą dreszcze, wysuszyły mu wszystkie łzy. Milcząc w jego oczach w środku wydobywał się nieograniczony ryk strachu.
Nagle ojciec odwrócił się w jego stronę i wrzasnął:
- MIAŁEŚ WYPI***AĆ DO POKOJU! - ale chłopiec był wmurowany w ziemię, poczuł wszystkie, każdy jeden, włosy na głowie.
- NO WYPIE? - krzyk ojca przerwała matka, uderzając go ręką w twarz i dodając ze śmiechem - zostaw go mój kochasiu!
Mężczyzna uderzył kobietę z całej siły w głowę, tak, że ta straciła przytomność. Wstał podszedł do chłopaka i rękami popchnął go do korytarza, po czym zamknął drzwi. Damianek bezwładnie poleciał na futrynę drzwi po drugiej stronie korytarza, głową uderzając o drewnianą krawędź. Poczuł pulsujący ból i stracił równowagę. Przewrócił się na buty leżące w korytarzu. Przyłożył ręce do głowy i poczuł ciepły lepki płyn. Spojrzał na rączki i zobaczył, że palce są czerwone. Pierwsze, co pomyślał babcia? ale babci już nie było. Babcia zawsze mówiła mu o Jezusie, o Maryi, o Panu Bogu i zabierała Damianka do kościoła. Damianek siedząc obok babci w ciemnym kościele Miłosierdzia Bożego czuł ulgę, w kościele było mu zawsze zimno, ale zawsze to zimno było przyjemne, uspokajające i chłopiec się uspokajał. Babcia powtarzała "pamiętaj tu możesz przyjść zawsze, zawsze będzie otwarte, tu nigdy i nikt niczego ci nie zrobi, tylko tu bezpiecznie schowasz się przed każdym".
Chłopiec wiedział, że teraz ojciec wyciągnie z barku brązową butelkę i wypije ją; a potem będzie śmierdział tak samo jak matka i będzie zachowywał się jeszcze gorzej, wiedział, że oboje będą go bić, że pani Zelmer - sąsiadka - gdzieś zadzwoni i jutro znów z rana przyjedzie Pani Opiekunka, że znów weźmie go na kilka dni do takiego domu, gdzie siedzą inne dzieci, których rodzice nie chcą, albo je biją. Chłopiec spojrzał na buty, na których leżał. Wstał założył swoje buciki i założył kurtkę, otworzył drzwi i wyszedł.
W głowie miał mętlik, cały dygotał, drżał, poczuł, że coś, nie bardzo wiedział, co, odchodzi mu z palców, a wewnątrz, może w sercu, coś zaczęło znów szybko pulsować. Zszedł na dół nie zapalając światła. Na dworze było zimno i ciemno. Świeże, zimne powietrze dmuchnęło w duże, czarne oczka. Chłopiec zrobił głęboki wdech. Nie był tego świadom, ale to był pierwszy głęboki wdech od trzech godzin. Przeszedł przez podwórko i skręcił za śmietnikami. Szedł, co raz szybciej, a im był dalej, powoli chaos w jego głowie opadał. Było mu zimno, ale to zimno nie pozwalało mu myśleć, było zbawienne, chciał i pragnął tego zimna, i szedł w jego stronę. Minął przedszkole, do którego chodził, przychodnię lekarską, i tunel między blokami. Był środek nocy, chłopiec nikogo nie spotkał, przeszedł jeszcze deptak i zobaczył kościół. To był jedyny kościół w Poznaniu otwarty przez całą noc, to był kościół, który pokazała mu babka. Przed kościołem, była duża kamienna figura Matki Boskiej, z ciałem Jezusa na kolanach. "to jest twoja mama" - to były słowa babci, których Damianek nigdy nie zrozumiał. Stał przed posągiem. Był zmęczony, wyczerpany. Nie trząsł się już ze strachu, tylko z zimna. Patrzył na posąg i powiedział małym, maluśkim głosikiem:
- Panie Boże? ja nie chciałbym? nie? chciałbym mieć mamy takiej, jak ma Tomek, czy takiej jak Jaś ma mamę. Ale mama? bo jak ona nie? bo jak nie pije? to ona? że jest inaczej? bo jak pije, to ona mnie biiiijje? i ona tak ? się denerwuuuujje? i jak pije to ona? to ona krzyyyyczyy? Ale jak nie? nie? pije, to ona - na policzkach chłopca pojawiły się łzy, miejsca, gdzie spływały, szczypały chłopca, oczka szkliły się, chłopiec choć tego nie wiedział, nie mógł wiedzieć, ochłonął? łzy pojawiły się, bo opadł chaos myśli, a chłopiec stał z opuszczonymi rączkami, oczkami wpatrzonymi w "mamę" i cienkim dziecięcym głosikiem ciągnął swoją modlitwę - ona mnie czasem przytuuuli, i ona? ona mnie kocha. I ja wiem? ja wiem? bo? bo babcia mówiła? że jak ten? że jak się Pannna Boga porooosii? to on? że on wszystko możżże? bo ja? chce? proproszeeee? żeby on? żeby on dziś mamy nie bił? bo on? on zawsze jak mamę bije? to mama potem płaczeeeee? i mamę boliii?

Mężczyzna zamknął drzwi od pokoju i podszedł do telewizora. Zbity kineskop cały czas migotał. Mężczyzna przejechał dłonią po kineskopie, poczuł chropowate stłuczenie:
- Co za pijana idiotka! - odwrócił się i w furii, z całej siły kopnął nieprzytomną kobietę, na wysokości miednicy, która nie wytrzymała i pękła. Przeszedł przez kobietę specjalnie depcząc po jej brzuchu w stronę barku. Kiedy oderwał drugą nogę od podłogi, pod naciskiem pierwszej usłyszał kilka, jedno po drugim, trzasków łamanej kości. Drugą nogą nadepnął na nadgarstek, który chrupnął pod jej ciężarem, a w miejscu wyrwanego paznokcia, świeżym strumieniem popłynęła krew. Doskonale zdawał sobie sprawę, że z rana w domu będzie policja. Wyciągnął Stroha 80 i pociągnął zdrowego łyka. Poszedł, usiadł na fotelu i pił z gwinta. Wyciągnął tkwiący w prawym policzku paznokieć i przyjrzał mu się, po czym rzucił w stronę kobiety. Opróżnił butelkę i siedział na fotelu. Myśli mu wirowały i nie zauważył, jak kobieta odzyskiwała powoli przytomność. Poczuła straszne bóle na brzuchu, położyła rękę i poczuła wystające kości żeber. Spróbowała się podnieść, ale zwymiotowała.
- I ło? i łooo ssszmato je***a? - wybełkotał pijany mężczyzna, ale kobieta nie słyszała. Opierając się o meble, z trudem wstała i wyszła do kuchni.

Kobietę obudził straszny trzask. Za oknem było jasno. Ktoś pukał i dzwonił do drzwi. "Policja proszę otworzyć" kobieta, z trudem podniosła się, czuła stłuczoną szczękę, rozciągniętą i opuchniętą twarz, obolały brzuch i rozrywający ból głowy. Opierając się o ścianę doszła do drzwi i otworzyła je.
Policjanci weszli za nią.
- Pani Kojarska? - zaczął policjant, ale, gdy zobaczył kobietę, stwierdził, że należy zacząć inaczej. Spojrzał na kolegów za nim i polecił:
- Zabierzcie na izbę. Pani Kojarska, pani wie, że ma zarzygany koszulek? - zapytał opierającą się o ścianę kobietę.
- No zrzygałam się to mam zarzygany chyba, nie? - zapytała z pijackim wyrzutem.
- A pani mąż? Pan Kojarski jest?
- Taaa, świnia?
- Dobra zabierzcie ją i wezwijcie jej pogotowie. - przerwał jej mundurowy i skierował się do pokoju. Zobaczył śpiącego w fotelu mężczyznę i rozbity, nadal migający, kineskop telewizora.
- Biedny dzieciak? co on tu znosił - burknął pod nosem i zwrócił się do policjantów - obudźcie pana i na izbę.
Policjant przeszedł się po mieszkaniu, i spisywał, co znalazł. Jego ā€˜niebiescyā€™ koledzy obudzili mężczyznę, przedstawili mu zarzut, zakuli i wyprowadzili. Do mieszkania wszedł nieumundurowany policjant z odznaką przypiętą do koszuli. Zrobił zdjęcia pomieszczeń, butelek po alkoholach, rozwalonego telewizora, czerwonych plam na dywanie, krwi na futrynie?

"Dziś około godziny piątej nad ranem, na figurze Piety, przy kościele Miłosierdzia Bożego, znaleziono ciało pięcioletniego chłopca. Dziecko miało rozciętą głowę, ale zgon najprawdopodobniej nastąpił w skutek wyziębienia organizmu. Chłopiec leżał na ciele Chrystusa, gdzie, jak przypuszcza policja, zasnął, skąd i jak się tam wziął ustalają biegli?" Podały pierwsze wiadomości o siódmej rano?

Sorry za interpunkcję i orto. (admin: poprawiono...)
Mr. Cryptic

Obrazek użytkownika bajka

algorytm

Rozerwę na strzępy melancholię
Złością splamię, wytaplam w szarościach
Porządek wykrzyczę jak glorię
Bez pamięci wytarzam się
W zwykłościach.

Gołębie rozdziobią dekadencję
Białe gołąbki z opackiego parku
Symetrię zapnę na guzik w podzięce
Ulgę sobie posadzę na karku

Będę iść spokojna jak obcy ktoś,
Nie ja
Z życiowym niezbędnikiem,
że "lepiej być nie może"
Kolejność losu jak nada, o tak!
Po kolei, bezbłędnie sobie ułożę

Strony

Subskrybuj Klub Literatów RSS