-----------------------------------------------
1) NIE NARZEKAÄ, żE DŁUGIE
2) 20 minut dziennie codziennie - a kiedy pisałem ostatni raz?!
3) sorry za ostatnie i thx 4 adm 4 corect!
4) co pisać a co nie? - czekam na odp!
----------------------------------------------
"Lekcje Języka Polskiego Andrzeja Pisarczyka cz. I"
Dzwonek. Chwyciłem kawę, do której po zaparzeniu, po kryjomu wypróżniłem resztki rumu. Wziąłem pod ramię segregator z kserami, plecak przerzuciłem przez ramię i ruszyłem, niosąc w prawej ręce kubek, a w lewej teczki z pracami. Wychodząc z pokoju nauczycielskiego, poczułem, że Rutkowski okala mnie swym podejrzliwym, tajniackim wzrokiem. Nie wiem czy w IPNānie, ale u niego na pewno miałem grubą teczkę i panie Aleksandrze? telefon na podsłuchu?? nie jest pan, panie Olku podsłuchiwany w kiblu, nie ma pan dwóch cieni? a przynajmniej pan o tym nie wie! A Rutkowskiego tajność polegała na tym, iż nie zdawał sobie sprawy, że wszyscy (i ja sam) widzą, jak mnie śledzi. Jak rozmawiałem z gimnazjalistami na korytarzu, potrafił stać dwa kroki dalej i udawać, że ogląda szkolne gabloty z gazetkami, kłopot z tym, że robił to nawet jak były puste? (zdarzyło się raz, że ich w ogóle nie było). Ale, jak do tej pory, nie udało mu się zanieść do Dyrektora Gitreg, wystarczającego materiału dowodowego, by mnie wywalić? Nie wspomnę, że taki posiadali prawie wszyscy poza nim? Siak czy srak to był jego cel egzystencjalny.
Jego spojrzenie odprowadziło mnie do drzwi.
Minąłem Przepióra - jadła śniadanie, właśnie miała okienko, chciała czytać āwiedzę i życieā, ale słuchała Lewego. Dosiadł się i zamęczał ją swoimi skrajnie lewicowymi poglądami, na temat nowelizacji ustawy o legalizacji związków "partnerów tego samego rodzaju" (chodziło mu o gejów). Podziwiałem - Malina Przepiórczewska jest nauczycielką biologii - podziwiałem jej dyplomacje, jak ona znosiła, słuchała innych ludzi, jak ona potrafiła nawet Lewemu, poświęcić swoją uwagę, i pomimo powszechnego, jak kościół katolicki, obrzydzenia reszty ludzkości do Lewego, z życzliwością czekać? czekać, aż Lewy skończy swoje pierdolenie o gejach, jak ona potrafiła przerwać śniadanie, żeby wysłuchać eseju o gejach? podziwiam!
Z Przepiórem znałem się na wylot, była w tym zakładzie od początku? miała duży dystans do władz szkolnych - motywowałem to tym, że była normalna?
Kryła mnie, ratowała i ochrzaniała, jak matka. Nasze kontakty były czysto przyjacielskie?
Puściła mi oczko. Uśmiechnąłem się. Poszedłem dalej, w pokoju obok chwyciłem dziennik. Wcisnąłem go pod drugie (albo pierwsze?! w każdym razie lewe) ramie i zobaczyłem Wiśnie wchodzącą do pokoju - jak zwykle zapomniała dziennika.
- Czuć - syknęła na stronie, syknęła w spisku, w moim alkoholowym i w naszym seksualnym spisku. Spojrzałem na kubek, potem na nią. Odwróciła się i kiwnęła głową. "A jak ma być nie czuć" zapytałem siebie. Przecież to kurwa nawet nie była kawa z rumem, tylko rum z kawą. Spojrzałem na dziennik pod pachą. "Druga C". A Druga C wiedziała, o moim piciu, moich kawach, a nawet widziała, ile procent mają moje pomoce dydaktyczne (podobno wśród uczniów chodziły o to zakłady!). Tak się praca z Drugą C ułożyła, że też była w spisku - nie tym seksualnym?
Doszedłem korytarzem do sali numer siedemnaście. Już chciałem lewą dolną kończyną otwierać drzwi, kiedy otworzył je kurdupel imieniem Darek.
- Dziękuję Daro. Możesz jeszcze zamknąć za mną?
Kurdupel kiwnął głową. Wszedłem i stanąłem przy biurku. Teatralnie podniosłem ręce, trzymając tylko kubek, reszta tobołów opadła z hukiem na blat. Zapadła cisza. Gnojki stały każdy w swojej ławce.
- Co słychać kurduple? - zapytałem, pociągając łyka rumu kawowego. Siadłem na biurku przeleciałem okiem po klasie. Czekałem, usłyszeć jakiejś barwnej historii z ich codziennego życia. Ale coś było nie tak?
Kurduple zaśmiały się, ale spoważniały zbyt szybko. żaluzja zmarszczek zaszła moje czoło. Po lewej stronie z przodu stało sześć karłów? żaden nie dłubał w nosie, nie trzymał rąk w kieszeni. Sześć plus sześć gałek ocznych celowały w masę skórną mojej tępotycznej mordy. Odłożyłem kubek i zaraz chwyciłem go z powrotem - pociągnąłem łyka i dopiero odłożyłem. Wstałem. Chmurą zmarszczek połechtałem całą klasę od drzwi do okna (na parapecie rzuciłem okiem na kubek? "stoi, okay"), i z powrotem? od okna do drzwi? "hmmm coś się stało?". Zacząłem chodzić po klasie.
- KTO I CO WAM ZROBIŁ, O BRACIA MNIEJSI!? - zagrzmiałem - NIECHżE POZNAM WINNEGO! - stanąłem przed biurkiem Kuby - KUBO-JUDASZU WYDAJ MI ZŁOCZYÅCÄ. NIECHżE CIÄ SKUSZÄ SREBRNIKI POMOCY, KTÓRE CHCÄ WAM OFIAROWAÄ, NIECHżE CIÄ SKUSZÄ SZTYLETY, KTÓRE HEMOGLOBINÄ ZŁOCZYÅCY ZABARWIÄ!
Kuba się nie odezwał, a jak Kuba-Judasz nie chciał zdradzać imienia złoczyńcy, to znaczy, że sprawa była trudna.
-, JUSTYSIU, NIE ZDRADZAJ, POWIEDZ, CHOCIAż, DLACZEGO, JUDASZ MI GO NIE WYDA - przeplatam parafrazując literaturę, ale moja Druga C milczy.
- MŁODZIEżY! O co do cholery wam chodzi!?!?!
- o Pana ? - nieśmiało odezwał się któryś delegat.
- O mnie? A co znów nie tak? Jakiś nauczyciel wam naplótł? - właściwie, głupie pytanie, jak chodziło o problemy i o mnie? to wiadomo, o co?
W klasie cisza.
- Cicho wszędzie, Andrzej zły będzie! - wywołałem sytuację, w której pozawerbalnie odczytałem komunikat, że sprawa jest naprawdę drażliwa.
- Dzieciaki, po sto razy wam mówię, nie ma rzeczy, o których mówić ānie wypadaā. NIE MA. Czasami trzeba stosownym językiem! Więc? - zwróciłem się w stronę Zosi, chyba, dlatego, że stała najbliżej? a może, dlatego, że jej dziecięca uroda mnie podniecała.
Zosia rozejrzała się po piątce towarzyszących delegatów i przemówiła tak niepewnie, tak delikatnie, tak? tak? tak kobieco, że nawet nie słuchałem słów.
- Co proszę? - ocknąłem się.
- O Pana romans z Panią, Wiśniewską? słyszeliśmy jak pan?
- Oooo COOO?! - oprzytomniałem - JAK? JAK TYŚ POWIEDZIAŁA?! R - wymówiłem jakbym był z PO - rryy? co?! - teraz się bała, a bałbym się pewnie tak samo, jeżeli nie bardziej, gdybym zobaczył swoją mordę, gdyby ktoś wyginał ātoā w moją stronę.
- r? roomans? - do mojego "bloku twarzowego" przemówił strach w skórze dziewczynki.
- Pędziwiatr!!!
- taaak, panie profesorze?
- WYPIERDALAJ po słowniki!
- Ile?
- ile uniesiesz? szatanie - podszedłem do parapetu po łyk kawowego? chodziłem po klasie?
- Siadać! - machnąłem na resztę klasy - WY - w kierunku delegatów - STAÄ! Reszta kartki, imię, nazwisko i definicje słowa romans! - A moje klasy, czy to była Druga Ce (podstawówka), czy gimnazjaliści? wiedzieli, że definicja zawiera, logiczne wyjaśnienie i przykład.
- Panie profesorze - z korytarza przez otwarte drzwi rozbrzmiał głos Pędziwiatra - słowniki wulgaryzmów, czy normalne?
Ocipiałem.
- JAKIE?!?!?!?!?! PÄDZIWIATR, JAKIE TO SÄ KURWA, SIÄ PYTAM, JAKIE, TO SÄ SŁOWNIKI NORMALNE!?! - i dodałem - I PO, JAKÄ CHOLERÄ CI WULGARYZMÓW, CO!?! Ty, TY? - ale Pędziwiatr łykał swymi susami już trzecie półpiętro.
"ROMANS?! Ja i romans?!" dziwiłem się dziwem nad dziwy. Owszem moje kontakty z Wiśnią, nie miały żadnego podłoża przyjacielskiego, koleżeńskiego? Były czysto fizyczne? ("fizycznie" szukałem w słowniku - ładnie nazwane?) jeżeli była ze mną w spisku, to nie ratowała mnie? tylko mojego? (możliwe nawet, że nazywała go "swoim") penisa! Fakt, że dzieciaki o tym wiedziały, nie był poruszający? Cała szkoła o tym wiedziała, z wyjątkiem (jak zwykle) Rutkowskiego? ale jak do cholery można to było nazwać romansem? Jak moje pieprzenie się z "panią Wiśniewską" na dużych przerwach w toalecie nauczycielskiej na drugim piętrze, można było uznać za romans!? W sumie można było, przesadzałem, ale robiłem to specjalnie, lubiłem w ten sposób omawiać temat, nawiązując to literatury etc?
- Przestać pisać - stałem przed Eastwoodem - Śliwa? - bo taki miał przydomek do dziś, był najwulgarniejszym dzieciakiem w klasie - Śliwa, podaj mi jakiegoś pisarza, pisarkę, poetę, dramaturga, światowego, krajowego, narodowego, regionalnego, byle nie autora twoich popierdolonych komiksów! (Śliwa czytał komiksy z całkiem niezłymi rysunkami (Tomb Raider)? co prawda? tylko rysunki były niezłe? ale kiedyś sprawdziłem? Śliwa namiętnie CZYTAŁ to gówno i zbierał?( w jego wieku, zamiast czytać onanizowałbym się obrazkami? - więc sam fakt, że czytał? - podziw!).
Śliwa się namyśla, a wszystkie dzieciaki patrzą na niego, jakby był winowajcą całego zamieszania.
- Mickiewicz? - nie zwróciłem uwagi, na to, że mnie spytał? prawdę powiedziawszy, prędzej uwierzyłbym, że zna teorię nieoznaczoności Heisenberga niż zna to nazwisko? Ale wiem! wiem, że Śliwa nie wie, kto to jest Mickiewicz. Nie przypuszczam, wiem, po prostu wiem, że on nie wie!!! Jak Śliwa wie, kim jest Mickiewicz, to teoria względności Einsteina jest nieprawdziwa, to ziemia nie zakrzywia czasoprzestrzeni, a tak się składa, że teoria Einsteina jest prawdziwa? i ziemia zakrzywia czasoprzestrzeń, kto nie wierzy niech spyta NASA*. Chłopaki z NASA wywalili siedemset milionów dolarów, bo nie wierzyli Einsteinowi? za taką kasę? ja bym wierzył. Ale wyobrażacie sobie? Einstein stał na balkonie z rękami w kieszeniach, popatrzył w niebo. Wrócił do środka, podszedł do tablicy. Podniósł resztki kredy, ba tak małe, że prawie skrobał paznokciem po tablicy. Nabazgrał lewą ręką rysunek, jakieś tam hieroglify, kilka cyferek (raz arabskie, raz rzymskie - bo Einstein w łatwych kwestiach nie mógł się zdecydować?). Splunął? I popatrzył? Może łyknął fizyczną i może powiedział "do astrogalaktycznych plastynotoid, niech cię Neils elektron wykłębuszy w synapsydialony czarny otwór", bo Einstein z Neilsem się nie lubili, chłopaki się tam kiedyś o zabawki pokłócili czy coś, w każdym razie stwierdził "Ziemia zakrzywia czasoprzestrzeń". Trudno się dziwić, że po tym zachowaniu, wtedy mu nie wierzono? ale NASA nie widzieli Einsteina w tej akcji? secundo wtedy to nie kosztowało siedem baniek milionów dolarów.
Jaki wniosek? Śliwa nie ma pojęcia, kim był Mickiewicz, usłyszał to nazwisko, ale nie wiedział, kim był.
Wybrałem Śliwę, bo Śliwa to głąb, a "jak głąb poda przykład, który się potwierdzi, to znaczy, że tak jest" - rozmywanie klasy?
- Mickiewicz? dobrze? - poszedłem z powrotem po łyka kawowego.
- Jak wiemy! Wieszcz Mickiewicz ożenił się z ? - byłem ciekaw, który dokończy.
- Wieszczówną na "M"?
- Tak, źle! Bo, wieszczówną ona nie była, jak już to wieszczową, ale bez słowotwórstwa panie Scherlock! I nie na "M", ale dobrze kombinujesz? Mickiewicz ożenił się z Cecylią Szymanowską, a z panną na "M" miał to coś na "r"? właściwie nie z panną a z pannami? Podobno wiersz, który pan Scherlock ma na myśli, a chodzi o?
- "List do M***"! - odezwał się dumą!
- Mickiewicz wykorzystał kilkakrotnie. Oczywiście małżeństwo z panną C. było w kompletną klapą? i stąd romanse? Przede wszystkim z Ksawerą Deybel? I tu - chodziłem między ławkami młodych-złaknionych, krzyczałem i gestykulowałem w ich kierunku - cała rzecz! - znów wykrzywiłem moją ćwierć inteligentną twarz w stronę delegatów - NIE MOżECIE - podniosłem głos - NIE MOżECIE TAK MÓWIÄ! NIE, DLATEGO żE MNIE WYWYżSZACIE! ALE OBRAżANIE MICKIEWICZÓW, MOLIERÓW, BALZAKÓW! Nie - obniżyłem głos - dlatego, że jestem skromny? ALE - podniosłem - DO STU ŁAJB, ZAŁADOWANYCH PO STO KAST, PO TRZYDZIEŚCI CZTERY BUTELKI (KAżDA), PO PÓŁ LITRA, BUTELEK, NO NIE WOLNO WAM! OBRAżAÄ TAKICH LUDZI JAK MICKIEWICZ, JAK FRANCZESKO PETRARCA, MOLIER! - tu przesadzałem? ale jak wspomniałem robiłem to umyślnie? przesadzałem podwójnie, bo Mickiewicza w cale nie lubiłem? - Możecie O kurduple Drugiej Ce! Możecie nie lubić Wieszcza, choć - groziłem palcem - musicie umieć to uzasadnić, ale nie można wam, O NIE, go obrażać. Trzeba wam używać słów adekwatnych do ludzi. Dlatego Śliwa! - zwróciłem się do Eastwooda? - Możesz, tak wolno ci, obrażać ludzi, możesz im jechać, jeżeli wiesz, dlaczego to robisz? wiesz, po co? jeżeli to nie jest tylko puste wyżycie się?
- A w Piśmie Świętym? - przerwała Ina! A w klasie przeleciało śmiechem?
- TAK! - grzmiałem - WŁAŚNIE, INA, Tak! Masz racje? ale czy w Piśmie pisano, że wolno ci okłamywać ludzi?! Czy aby jeśli Sizar - położyłem ręce na ramieniu Julka Cezara - napisze flaka, ty masz go kłamać, że ów powstały flak, jest dobry?! Czy aby powstały w ów czas następny flak i mniemanie Sizara, że znów jest dobry, nie będzie Twoim grzechem?! Dalej, jeśli Sizar, ma inne talenty, które zaprzepaszcza, bo przez twoje kłamstwo - męczyłem ją, widzę to po twarzy - przez twoje kłamstwo próbuje nachalnie rozwinąć talent twórczy, którego Twój Bóg w rzeczywistości mu nie dał! Wreszcie, czy nie twoją winą, INO! - z naciskiem - będzie - przesadzałem, ale robiłem im to od roku! Byli przyzwyczajeni - czy nie twoją winą będzie, jeżeli kochany nasz Sizar zadręczać będzie flakami świat?! Czy nie lepiej powiedzieć, wedle Twej religii, że to flak!?
Nastały wieki ciemności i milczenia? i tylko Śliwa, albo Scherlock odważyli by się je przerwać!
- ale czy to powód by obrażać Cezara?! - zaskoczył mnie Scherlock? Nie bałem się mieszać w głowach tych dzieciaków? Nie! One potrafiły myśleć! A ja dawałem im zawsze więcej niż były wstanie! I stąd pojawiały się takie dojrzałe przemyślenia?
- Oczywiście, że nie panie Scherlock! Za każdym razem, gdy Śliwa kogoś obrazi, będzie miał grzech? ale Śliwa jest Śliwa? Jest wulgarny? I on pojedzie człowieka? ale wytknie Sizarowi, nawet kosztem spowiedzi? - lekko sarknąłem - że stworzył flaka, istnie flaka nawet nienadającego się do spalenia! Mało! Śliwa, nigdy nie będzie mógł powiedzieć, a "profesor Andrzejek Pisarczyk powiedział?"! Bo mówię mu otwarcie? jeżeli obraża? popełnia grzech!
Kawowego łyk.
Czekałem, aż przemyślą?
- Co to ma do romansu?! - zauważył Tuba.
- Śliwa! - i teraz spojrzałem, jak? żaden tam Sylwester Stalone? jak Clint Eastwood, jak Clint Eastwood spojrzałem! - co ja zrobiłem? - spytałem wyzywająco! - Śliwa się zmieszał?
- UWAGA! ACHTUNG! ACHTUNG!- krzyknąłem tak głośno? że uwodniony kod DNA rozesłałem do osób w ostatnich ławkach i robiąc ręką umowny znak dodałem - ODWOŁUJÄ SZKOLNÄ CENZURÄ SŁOWA, WOLNO WAM PRZEKLINAÄ, WYMYŚLAÄ, MÓWIÄ OTWARCIE, OBRAżAÄ, A NAWET - z przekąsem - KŁAMAÄ!
Spojrzałem na Śliwę? - wyraźnie zmieszany! Spojrzałem wyzywająco, jak umiałem najbardziej! I wyglądało to tak, jakby Eastwood patrzył w swoje lustrzane odbicie, jakby wyzywał sam siebie! I wypaliłem, jak Clint w Brudnym Charym z Smith & Wessonāa Magnum ā44 - EASTWOOD, CO JA ZROBIŁEM! - I choć, w makówie Śliwy nie postała moja Eastwoodowska filozofia, to transcendentalny tunel, jaki się wytworzył, między nami, sprawił, że dzieciak zaczaił. Wkręcił się. Podniecało go.
-, CO JA ZROBIŁEM! - cała klasa tworzyła swoje zdanie (pomimo wieku tworzyli je, bo w pierwszej klasie udowodniłem im, że i tak nie mają racji, dlatego nigdy nie czekali na moje, żeby się do niego ustosunkować, tylko tworzyli własne), i czekała, co powie (od teraz) EASTWOOD, a on to pewny, to znów strapiony, czekał, chciał podniecić się jeszcze trochę, czekał! Ale ja nie dałem się poznać. Patrzyłem i zmusiłem go wreszcie:
- GADAJ, CO ZROBIŁEM!!! - nawet sekundę nie trwało, jak z myśli Eastwooda, zeszło wołanie sumienia "ale przecież to nauczyciel, nawet jak nie ma cenzury słowa nie mogę tak o nim". I zaczął:
- PAN! - klasa przerwała rozmyślania, dwadzieścia sześć par oczu wbite, jak kule w ziemię, w Clinta! - Pan JÄ ZGWAŁCIŁEŚ! - uniósł się!
- żE JAK!? - warknąłem jakbym był ogniem wkurwiony. I klasa się zmieszała. Ale Clint nie!
- PAN, PANIE PROFESORZE, PAN JÄ WYRUCHAŁ, PAN ZACHOWAŁ SIÄ, JAK żELAZKO I POTRAKTOWAŁ JÄ JAK DESKÄ!
- żE KURWA JAK?! - poszedłem głośniej, bo chciałem podtrzymać passe clinta, a klasa to na niego, to na mnie.
- PAN, PANIE ANDRZEJU, WYCHÄDORZYŁEŚ, WYKORZYSTAŁEŚ, RżNÄŁEŚ I WYDYMAŁEŚ - ale byłem dumny z Clinta - PAN POSUNÄŁEŚ PANNÄ WIŚNIE!
- DOŚÄ! - warknąłem poważnie - SPOKÓJ? - miałem nadzieję, że się dzieciak odezwie?
Milczał? jeszcze nigdy nic nie powiedział, na żadnej mojej lekcji!
- SCHERLOCK ! CO SÄDZISZ?
- choć nie tak wulgarnie? to mniemam, że ma racje.
- O jakem z was dumny! Eastwood i tak mówić od dziś! Powiedział wulgarnie? ale rzeczowo? Bo z romansem to nie miało nic wspólnego. Za dwie minuty koniec lekcji. Każdy na jutro przygotuje i streści romans, miłostkę wybranego twórcy. Clint przygotuje nam biografie Clinta. Oczywiście macie definicję romansu. I uwaga? Cenzurę przywracam? - znów umowny ruch ręką? - nie wolno przeklinać i kłamać? a skoro nie możecie kłamać? nie ma, o czym gadać! - zamknąłem temat sprytnie, jak zamykałem temat nie było rozmów? byli tego nauczeni? dali znać, że mogę mieć problemy? prawdę mówiąc? byli ich przepowiednią? Nawet jakbym się przejął, miałem obowiązek, zrobić to, co zrobiłem! Uspokoić moją Drugą, Ce, że nic mi nie grozi!
Po lekcji została Hanka.
- Haniu! Złoto moje! Jutro! Dziś już jestem padnięty! - prosiłem.
- My tylko chcemy, żeby pana nie wywalili? - zająknęła się - chcemy mieć z panem lekcje!
I z wszystkich zasranych chwil w moim popierdolonym życiu, warto było zrobić każdą głupotę, żeby usłyszeć słowa Haneczki, małej w blond włosach dziewczynki, z kilkoma nie spiętymi kosmykami, które mimowolnie latały po jej twarzy "chcemy z panem!".
Cdn.
"Niby piłem, ale trzeźwy" KaSzatus
Najnowsze komentarze