Jesteś tutaj

Piotr Knasiecki - blog

Komunikat o błędzie

  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 705 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 706 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 707 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 709 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 711 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 159 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 160 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 161 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 162 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 163 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 164 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 165 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 166 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_settings_initialize() (line 799 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: session_name(): Cannot change session name when session is active in drupal_settings_initialize() (line 811 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
Obrazek użytkownika Piotr Knasiecki

Świadomość ekologiczna

Wyniósł nagromadzone w ciągu minionego tygodnia śmieci.
Widząc podjeżdżający akurat samochód miejscowego przedsiębiorstwa oczyszczania miasta, przypomniał sobie o butelce po Jamesonie,
postawionej w szafce pod zlewem.
Nie dbał przedtem o segregację odpadków, od dwóch jednak lat dostarczane bezpłatnie worki na szkło i plastik, jak też i fakt że za ich wywóz nie musiał płacić, wyrobiły w nim nowy nawyk. Nie był on niczym pokrewnym pedanterii z jaką jego teść zbierał z dywanu (urojone najczęściej) paprochy, starał się jednak zapełniać foliowe worki opróżnionymi butelkami, dzieląc je na dwie części: butelki z przezroczystego i barwionego PCV, oraz szkło. Przyznawał sobie nawet czasem, gdy zdarzyło mu się zastanowić nad tą drobną kwestią, że czuł się z tym jakby nieco lepiej… Dbał o środowisko naturalne. Za jego sprawą wolniej rosły hałdy na przedmieściach, a wartościowy surowiec zyskiwał szansę ponownego przetworzenia… Dobiegł do bramy (dopiero po krótkiej chwili zdał sobie sprawę z faktu, że był w tym momencie odrobinę śmieszny) z pustą butelką po whisky, by wrzucić ją w ciemną czeluść foliowego worka, zanim wytaszczy go na zewnątrz umorusany pracownik firmy „Rethmann”, w brudnopomarańczowym uniformie. Worek był prawie pełen. Usłyszał brzęk tłuczonego szkła i pełen podszytego zazdrością podziwu głos śmieciarza :
„O!! Jesteś pan solidnym szklarzem!!”.
Zadumał się nad tymi słowami w chwilę potem, lądując w miękkich objęciach obszytej skórą sofy. To był fakt niezbity… Pił jakby więcej i częściej. Odkąd tylko zaczął mieć niejasne przeczucie, że Ją traci…

Obrazek użytkownika Piotr Knasiecki

WTC

Widziałem to miejsce.
Było jak rana uczyniona ostrym narzędziem, ciągle jeszcze brocząca krwawą posoką.
Za okalającym je, prowizorycznym ogrodzeniem, tętni krwiobieg miasta.
Zdawałem sobie sprawę, że wdychając powietrze wciągam w płuca zawieszone w nim drobinki pyłu. Ich prochy, które wymknęły się urnom.
Porażająca świadomość…
Nie przeszkadzała mi ona bynajmniej rozkoszować się smakiem beczkowego piwa.
Półlitrowa szklanka w pobliskim barze warta była sześć dolarów. Należycie schłodzone i orzeźwiające, co jednak nie zmieniało faktu iż było jednym z droższych piw, na jakie się zdobyłem dotąd… Wybiła godzina nowojorskiego lunchu i pomieszczenia z widokiem na byłe WTC wypełniły się aż do ostatniego siedzącego miejsca. Przy kontuarze baru zrobiło się tłocznie i były chwile, w których miałem wrażenie że nie przynależę do tego świata. Walczyłem z nim już od tygodnia zresztą. Gdy tylko udało mi się odespać transatlantycki przelot, burzący we mnie dotychczasowy porządek następujących po sobie pór dnia i nocy, opadło mnie poczucie wyobcowania. Nie brało się ono z dających się sprowadzić do czystej arytmetyki różnic w przychodach tam i tu. Źródłem nie były też biorące swój początek z półwiecznego zapóźnienia cywilizacyjne kompleksy. Językowa bariera, którą nadwyrężyłem dwudziestoma chyba prywatnymi lekcjami wziętymi tuż przed odlotem, dawała się odczuwać, ale to nie ona też legła u podstaw uczucia, które zawładnęło mną gdy ściskałem w dłoni doskonale wypolerowaną szklankę. Przyglądałem się kolorowej ciżbie (ciekawe, czy któryś z obecnych tam wiedziałby, co to takiego – ciżba?!) zdumiony pośpiechem, z jakim do kuchni spływały zamówienia na bezsensownie drogie przekąski. Wielojęzyczny gwar wwiercał się w uszy i ośmielał. Poprosiłem niedbałym gestem o następną szklankę. Barman, ciemnoskóry jak przedsionek nocy, skinął głową w niemym porozumieniu i szarpnął kurek Budweiser’a. Moje brwi powędrowały chyba w górę, jako że pierwszą szklankę wypełniał bez reszty Grolsch, nikt zaś nie spytał o to, czy ma być inaczej… Po chwili jednak uznałem, że to nieistotne i zacząłem się cieszyć jak dziecko tym jedynie, że będzie równie zimne. Latynosi, Europejczycy, nowobogaccy Rosjanie i rdzenni Amerykanie (czy ktoś łaskawie objaśni mi- kim jest rdzenny Amerykanin i po czym go rozpoznać?!) zdążyli w tym czasie przebrnąć przez sterty nieznośnie kosztownych nacho’s, królewskich krewetek grillowanych w skorupkach, przepiórczych jajek w idiotycznym koperkowym dipie i cieniutkich płatków surowego tuńczyka, nurzających się w aromatycznej marynacie. Nad stołami zrobiło się jakby nieco ciszej; przysiągłbym że biesiadnicy zdobyli się na chwilę skupienia, rozpamiętując pusty plac za szybą barowego okna… Gówno! Myliłem się, a jakże! Cisza, która zawisła nad stołami niczym abażury meksykańskich lamp, nie była niczym innym, jak tylko pełnym napięcia oczekiwaniem na zamówione steki…
Wybiegłem z baru, rzucając afroamerykaninowi (dobrze- co?!) pięćdziesięciodolarowy banknot. Kątem oka dostrzegłem, jak bardzo osłupiał…
Nad placem budowy unosił się siwy pył.
Będzie się unosił długo jeszcze…

Obrazek użytkownika Piotr Knasiecki

No answer

Nie odebrała.
Dwa razy.
Krew odpłynęła z jego skołatanego mózgu.
Ona nie odebrała, gdy zadzwonił.
Po trzecim sygnale jego usiłowania zostały przekreślone.
Keine Antwort unter diese Nummer.
Super.
Wyobraźnia go nie zawiodła.
Podsuwała mu gotowe obrazy, niczym arabski straganiarz rozwijający swoje kilimy na oczach przechodniów.
Tyle tylko że rozdzielczość lepsza o niebo, niż ta pleciona z różnobarwnych włókien.
Ona.
Z nim.
On poza tym wszystkim, co było mu umiłowane.
Oni.
Psiakrew!
Przecież musi przywyknąć.
Musi się z tym oswoić na resztę życia.
Na wszystkie pozostałe mu jeszcze dni i na darowane mu noce.
Wszystkie bez wyjątku.
Noce podczas których będzie bezsilnie zagryzał wargi, wiedząc dobrze że wszak niczego innego nie życzył sobie, jak własnej przegranej.
Zbyt dobrze bowiem życzył im obojgu.
To nawet nie spełniało kryteriów wyścigu...
To nigdy nie był pojedynek.
On jedynie wypełniał pozostałą próżnię.
W Jej i we własnym życiu.
I miało być tak aż do kresu dni.
Był o tym przekonany. Wybrał numer raz jeszcze i zaczekał na sygnał pocztowej skrytki.

„Pragnąłbym Cię dotknąć. Chciałbym opuszkami palców musnąć leciutko Twój policzek. Mam niezbitą pewność, że gdyby działo się to w absolutnej ciemności, przy zasłoniętych oknach, dałby się widzieć wyraźnie przeskok iskry...Różnica potencjałów jest wystarczająca…”

Obrazek użytkownika Piotr Knasiecki

Na celowniku

Minęło już tyle czasu…
Każda z rzek widniejących na mapach tego świata zdążyła znieść niezliczone tony dennych osadów ku swojemu ujściu. Zdawałoby się, że nie powrócę już do sedna. Że nigdy już nie zadam sobie trudu nazwania po imieniu tego wszystkiego, co dotąd nienazwane.
Bzdura. Nie umiem się z tym pogodzić i nigdy nikt nie powie, nie kłamiąc przy tym, że się poddałem. Że uległem i w bezsilności swojej przyjąłem nową wiarę. Miłuję Ciebie przecież!
Również i w tej, mijającej właśnie chwili. W chwili, w której trzymam go na muszce.
Nie wie o tym, choć pewnie obawy podsuwają mu obraz czyjegoś palca zaciskającego się na spuście. Mój jest bledszy od reszty mego ciała, jakbym był w stanie wstrzymać obieg krwi na tym odcinku i skierować go inną drogą. Chwilami zwalniam nieco nacisk, by z wątłym strumykiem krwi dotarły do niego choć nieliczne molekuły tlenu…
Kiedy widziałem Cię po raz ostatni?
Było to przed wiekami.
Z pewnością dinozaury zaczynały dopiero proces wielkiego wymierania, dławiąc się międzyplanetarnym pyłem. Jest to przeszłość tak zamierzchła, że nie jestem w stanie jej wspomnieć, nawet za paczkę krówek.
Poruszył się. Poruszył tylko głową, dla moich jednak oczu, przywykłych do rejestrowanego od dwóch godzin bezruchu było to wydarzenie na miarę zwycięstwa Lecha nad Legią Warszawa. Zesztywniałem bardziej jeszcze i wtuliłem się w zagłębienie kolby. Nici celownika optycznego skrzyżowały się z chirurgiczną precyzją na jego skroni.
Wstrzymałem oddech, choć nikt o to nie poprosił. Obserwowałem go z nowej, znacznie bliższej pespektywy i zaczynałem nim gardzić. Bał się. Był nawet bardziej przestraszony, niż ja sam, choć nie mógł wiedzieć że przyglądam mu się pozbawiony oddechu. Pogardzie towarzyszyły niewybredne skojarzenia i niewypowiedziane inwektywy. Z wyraźną satysfakcją pomyślałem, że jego żołądź musi się swobodnie mieścić w babcinym naparstku…
Zaraz… Kiedy więc to było? Przed wiekami? Tak.
Poruszył się nagle raz jeszcze. Żwawiej jakby. Nie mogłem jej widzieć, domyślałem się jednak że do niej mierzy. Pocił się ze skrywanego z wyraźnym trudem strachu i wskazujący palec prawej dłoni zaciskający się na języku spustowym domowej roboty obrzyna nie mógł budzić zaufania. Jeśli widziała wskazujący palec, pewnie żegnała się już z życiem…
Powiedziałaś, że mnie kochasz… Pamiętasz? Powiedziałaś to z własnej i nieprzymuszonej woli, nie poddana niczyim naciskom. Padał deszcz i plaża nie była miejscem zbyt przytulnym. Wiejący od morza porywisty wiatr niósł ze sobą zmrożone cząstki wilgoci, przenikające przez materiał płaszcza niczym miriady okruchów rozpędzonej, międzygalaktycznej materii. Powiedziałaś mi, że kochasz, choć tak na dobrą sprawę nie musiałaś tego artykułować. Czułem przecież. Czułem to bardziej wyraziście, niż kolejny lodowaty podmuch.
Nie lubię zabijać. Niesienie śmierci tym, którzy każdym swoim nerwem i uczynkiem, każdą myślą i snem zasługują na nią, nie sprawia mi ulgi. Podobnie jest i teraz. Wiem, że zwiększenie nacisku na spust o jedną czwartą spowodowałoby natychmiastowe, ostatecznie i nieodwracalne rozwiązanie tej patowej sytuacji. Obejrzałbym znany mi już dobrze barwny spektakl, w którym krwawe rozbryzgi znaczą ścianę a niedoszła ofiara, przywalona bezwładnym już cielskiem napastnika zaczyna znów wciągać tlen. Byłoby po wszystkim. Nikt nie zadawałby mi zbędnych pytań i nikomu nie przyszłoby do głowy, by mieć do mnie choćby najmniejsze pretensje. Wiem o tym. Nie uczynię tego jednak. Mam czas. Co więcej (przyznaję się do tego z pewnym wstydem) – potrzebuję czasu… Od dwóch godzin rozmyślam o Tobie swobodnie i nikt mi w tym nie przeszkadza! Gdy pomyślę, że na dodatek wezmę za to niemałe pieniądze (gdy już jakoś z tym skończę) czuję gwałtowny przypływ adrenaliny. Zwalniam nacisk na spust.
Chwilo, trwaj…

Obrazek użytkownika Piotr Knasiecki

Zadzwoniłaś...

Zadzwoniłaś.
Ot tak, po prostu, jakby od naszej ostatniej rozmowy minął dzień, lub dwa.
Jakby mój świat nie poszedł w rozsypkę na długo przed tym, jak jednym z ministrów tego biednego kraju uczyniono homofoba. Jakbym nie rozpamiętywał od dawna każdego słowa i każdego z Twoich gestów, które mogłem przywołać w pamięci. Cholerny Apel Poległych! Wspomniane słowa i gesty zapełniłyby z powodzeniem komunalny cmentarz. Ciekłokrystaliczny wyświetlacz rozbłysnął niebieską poświatą i ukazało się na nim Twoje Imię. Wyraźne i dobitne, jak młodzieńczy, idiotyczny tatuaż, nie dający się usunąć nawet z pomocą lasera. Dlaczego to akurat porównanie przyszło mi do głowy? Nie wiem. Nie mam tatuaży. Nigdy nie miałem żadnego. Wiem jednak, że wielu ich posiadaczy poświęca niemało kasy na to, by się ich pozbyć w zacisznych wnętrzach dermatologicznych gabinetów. Silący się na powagę lekarze przywdziewają przyciemniane okulary i odparowują naskórek punkt po punkcie, w rubinowych rozbłyskach ultradrogich lamp. Mój przypadek jest nieuleczalny…
Ślady, jakie zostawiłaś we mnie, nie są powierzchowne jedynie.
By je usunąć, należałoby amputować wszystkie palce, którymi wodziłem po Twojej twarzy tamtej nocy. By mnie ich pozbawić, trzeba by było obedrzeć mnie z dwóch metrów kwadratowych skóry, do której przylegałaś tak nieprzyzwoicie blisko, niczym lateksowy kombinezon głębinowego płetwonurka.
Zadzwoniłaś…
Bogu niech będą dzięki.
Jeśli jednak Istnieje.

Obrazek użytkownika Piotr Knasiecki

Dotyk Twojej dłoni

Niczego nie chcieć ponad dłoni dotyk
Nie mieć też nigdy ponad to niczego
I tylko przyśnić Twej sylwetki Gotyk
I tylko marzyć; powiedz- cóż w tym złego?!

W niemej rozterce wyłamując palce
Tłumić co ślina na język przynosi
Ginąć co chwilę w beznadziejnej walce
I nigdy Ciebie o odsiecz nie prosić

Na nić wysnutą z mego zapatrzenia
Słów nazbyt ciepłych różaniec nawlekać
I Twego ciągle czekając spojrzenia
Drżeć wciąż w obawie że daremnie czekam

Rozpamiętywać to co powiedziałaś
(to wielka sztuka – nie mówisz zbyt wiele)
Nie będąc wrogiem Twoim choćbyś chciała
Nie móc być również Twoim przyjacielem

Z pełną prędkością w głębokim zakręcie
Na chwilę nawet nie zdjąć nogi z gazu
I wiersz ten pisać w tym samym momencie
W którym nie myślisz o mnie ani razu

Tylko się w Twoim zatopić spojrzeniu
Palców we Twoich nie nurzając włosach
Bez krzty chciwości podziwiać w milczeniu
Urody Twojej przebogaty posag

Tylko wpatrywać się w profil Twej twarzy
Jedynie ust Twych oceniać rysunek
I w żalu po tym co się nie przydarzy
W szklaneczce szkockiej topić swój frasunek

Nie mieć Cię za dnia by pod powiekami
Mieć Cię co nocy aż poblednie rankiem
Śniąc żem jest ziemią pod Twymi stopami
Nie śnić żem Twoim stęsknionym kochankiem

Z własnym rozsądkiem wziąć rozwód by potem
Z imaginacją zwiewną zawrzeć śluby
I ze sztandaru złowrogim łopotem
Na krawędź własnej galopować zguby

I skoczyć w otchłań i dla tej przyczyny
Po ziemi więcej nie stąpać lecz w chmurach
Kolejne życia poganiać godziny
Choć tam nad głową ozonowa dziura

W pamięci szukać wciąż Twego obrazu
Słuchać pokusy nie słuchać zakazów
Chcieć dać Ci wszystko nie móc dać niczego
Raz jeszcze proszę – powiedz cóż w tym złego?!

Obrazek użytkownika Piotr Knasiecki

Przyczyna

Jego dojrzałość mijała z zaskakująco wartkim prądem kolejnych dni.
Sięgał jeszcze pamięcią wstecz na tyle daleko, by rozkoszować się wspomnieniem minionej młodości. Pamiętał nawet chłopięce rozterki i porywy uczuć.
Teraz, spoglądając z drewnianego tarasu na wygładzoną bezwietrzną pogodą taflę jeziora, odczuwał bliżej nieokreślony żal.
Gdy zastanawiał się nad jego genezą, odrzucał już po chwili rozwiązania zbyt oczywiste, by mógł je uznać za prawdziwe i jedynie słuszne.
Nie żal mu było tego wszystkiego, co teraz, gdyby otrzymał Drugą Szansę, przeprowadziłby inaczej, lepiej i bardziej skutecznie.
Jego rzeka toczyła swoje wody z nieubłaganą konsekwencją i była to jedyna na tym świecie sprawiedliwość (tym bardziej znacząca, że w podobnym tempie płynęły inne rzeki i nikomu nie udało się cofnąć ich biegu). Nie miał też pretensji do Boga (na tym etapie życia zaczynał dopuszczać do siebie myśl, że Ów istnieje) o to, że nie uczynił mu nawet dziesiątej części tych łask, które należały mu się przecież jak psu miska zupy. Widać pies nader często kąsał swego Pana…
Żal, który odbierał mu sen i każdą kromkę powszedniego chleba czynił czerstwą, brać musiał swój początek gdzie indziej.
Skupiał się nad tym zagadnieniem wytrwale i, choć zdawał sobie sprawę z faktu iż jest w tym skupieniu żałosny, miewał niejasne przebłyski zrozumienia co do właściwej Przyczyny… Prawie ją umiał zidentyfikować…
Miał przeczucie, że miała niewieście rysy i używała wacików kosmetycznych.
Brzydziła się patroszeniem wigilijnych karpi i nigdy w życiu nie oskórowała wielkanocnego zająca.
Z całej „Wyborczej” czytywała same tylko „Wysokie obcasy”, raz, czy dwa razy zamieszczając w nich nawet własny felieton, błyskotliwy i kipiący treścią.
W łazience spędzała co rano przynajmniej godzinę, jeśli nie półtorej, mimo tego zdążając do pracy przed wyznaczoną porą.
Jeśli chodziła do pracy…
Nie miał tej pewności. Najpewniej jednak istniała gdzieś, nieodkryta dotąd i nieznana z kształtu, choć ten ostatni musiał być powabny…
Unosząc się na fali tych rozmyślań śledził jak lekki podmuch marszczy gładką taflę. Zmarszczki rozchodziły się po niej leniwie, jakby gwałtowny ruch mógł zaburzyć równowagę doskonałej kompozycji wakacyjnego pejzażu…
Musiał ją odnaleźć!
To jedno wiedział na pewno.

Obrazek użytkownika Piotr Knasiecki

Terpentyna

Nie śmiałbym Cię tak przyśnić, jak widział Rubens modelki służące swoim wdziękiem za kanwę, na której osnuwał subtelne pociągnięcia pędzla...Myślałem nad tym dzisiaj. Malując akt Twój musiałbym przesłonić oczy muślinową przepaską ,by złagodzić lśnienie...
Sny moje niosą bardziej neutralne treści. Nie wiem tylko jakie imię nosi weryfikujący je cenzor, wycinający wielkimi nożycami niestosowne klisze. Wziąłem go na pełen etat i być może dzięki temu właśnie chcesz mnie jeszcze słuchać...
Stojąc przy sztalugach, malarz uwiecznia na płótnie kobietę, która zgodziła się, by mu pozować.
Jej grzechy intrygują go aż nadto. Jej los dotychczasowy przejmuje go ciekawością do tego stopnia rozpaloną, że przypomina tropikalną gorączkę i grozi odwodnieniem.
Jej uczynki popełnione i czekające na swą kolej zarówno, stałyby się kanwą nowego opowiadania, gdyby znał je tylko.
Nie zapyta. Nie z braku odwagi, nie z wrodzonej nieśmiałości, a przez poszanowanie jej prawa do zachowania ich w tajemnicy... Nie dlatego, iżby nie interesowały go na podobieństwo zdarzeń odległych w czasie i przestrzeni, ale dlatego, iż ona sama w żaden sposób nie sygnalizuje mu, że mógłby spytać.
Przymyka oczy i zatemperowanym ołówkiem szkicuje jej portret, opierając się na podejrzeniach i przeczuciach zaledwie, na jakich powzięcie pozwala mu mdły płomień świecy, drżący w strumieniach przeciągów i rzucający blask skąpy i niepewny. W blasku podobnym portretowana osoba ukazuje zaledwie zatarte kontury swych profili, pozostawiając szczegóły swego fizis w nieodgadnionym półmroku tajemnic. Prawdą jest też, że i setka rozjarzonych kandelabrów nie pozwoliłaby mu sportretować jej dokładnie. Boi się tej precyzji. Obawy jego biorą się z przekonania, że znając model swój dokładnie i obserwując grę światła w załamaniach jej ramion, musiałby odłożyć pędzle, nie znajdując na palecie barw wystarczająco subtelnych, by odwzorować półcień jej uśmiechu...Nie krzywdź go podejrzeniem o brak talentu i determinacji. Zwleka z ukończeniem swego dzieła, gdyż tak bardzo się w nim rozsmakował. On ją maluje po raz pierwszy, jakże mógłby więc mieszać swe farby naprędce, nie czyniąc z tego misterium? Nade wszystko zaś nie chciałby nadać jej pogrubionych rysów. W setkach poprawek i retuszy znajduje swą szansę zostania wiernym portrecistą. To bardzo wyczerpujące. By widzieć ją dokładniej, musi mrok otaczający jej postać rozrzedzać terpentyną intuicji...

Strony

Subskrybuj RSS - Piotr Knasiecki - blog