Nie śmiałbym Cię tak przyśnić, jak widział Rubens modelki służące swoim wdziękiem za kanwę, na której osnuwał subtelne pociągnięcia pędzla...Myślałem nad tym dzisiaj. Malując akt Twój musiałbym przesłonić oczy muślinową przepaską ,by złagodzić lśnienie...
Sny moje niosą bardziej neutralne treści. Nie wiem tylko jakie imię nosi weryfikujący je cenzor, wycinający wielkimi nożycami niestosowne klisze. Wziąłem go na pełen etat i być może dzięki temu właśnie chcesz mnie jeszcze słuchać...
Stojąc przy sztalugach, malarz uwiecznia na płótnie kobietę, która zgodziła się, by mu pozować.
Jej grzechy intrygują go aż nadto. Jej los dotychczasowy przejmuje go ciekawością do tego stopnia rozpaloną, że przypomina tropikalną gorączkę i grozi odwodnieniem.
Jej uczynki popełnione i czekające na swą kolej zarówno, stałyby się kanwą nowego opowiadania, gdyby znał je tylko.
Nie zapyta. Nie z braku odwagi, nie z wrodzonej nieśmiałości, a przez poszanowanie jej prawa do zachowania ich w tajemnicy... Nie dlatego, iżby nie interesowały go na podobieństwo zdarzeń odległych w czasie i przestrzeni, ale dlatego, iż ona sama w żaden sposób nie sygnalizuje mu, że mógłby spytać.
Przymyka oczy i zatemperowanym ołówkiem szkicuje jej portret, opierając się na podejrzeniach i przeczuciach zaledwie, na jakich powzięcie pozwala mu mdły płomień świecy, drżący w strumieniach przeciągów i rzucający blask skąpy i niepewny. W blasku podobnym portretowana osoba ukazuje zaledwie zatarte kontury swych profili, pozostawiając szczegóły swego fizis w nieodgadnionym półmroku tajemnic. Prawdą jest też, że i setka rozjarzonych kandelabrów nie pozwoliłaby mu sportretować jej dokładnie. Boi się tej precyzji. Obawy jego biorą się z przekonania, że znając model swój dokładnie i obserwując grę światła w załamaniach jej ramion, musiałby odłożyć pędzle, nie znajdując na palecie barw wystarczająco subtelnych, by odwzorować półcień jej uśmiechu...Nie krzywdź go podejrzeniem o brak talentu i determinacji. Zwleka z ukończeniem swego dzieła, gdyż tak bardzo się w nim rozsmakował. On ją maluje po raz pierwszy, jakże mógłby więc mieszać swe farby naprędce, nie czyniąc z tego misterium? Nade wszystko zaś nie chciałby nadać jej pogrubionych rysów. W setkach poprawek i retuszy znajduje swą szansę zostania wiernym portrecistą. To bardzo wyczerpujące. By widzieć ją dokładniej, musi mrok otaczający jej postać rozrzedzać terpentyną intuicji...
Najnowsze komentarze