Pierwsza wzleciała altana. Złocisty furkot jej skrzydeł
rozdarł wrześniowy księżyc na dwie drżące łodzie.
W kolejnych latach po cichu gdzieś odpływały jabłonie,
dumne bocianie gniazda naszych chłopięcych zabaw.
Widać z nich było grzbiety zielonych wysp, twarze dziewcząt,
których śmiech łapaliśmy siatkami na motyle.
Gdy czarno-białe sroki chmarą obsiadły drzewa,
spłoszone imiona dziadków zerwały się spocząć w pokoju.
Nam, zdradzonym przez pamięć, zostały barwne pióra,
zbierane z poduszek kawałki ogrodu, który odfrunął.
Najnowsze komentarze