Był artystą, nie cierpiał zakończeń i nie znosił początków; z każdym kolejnym piruetem oddalał się od obydwu. Zapytany, czy go nie nuży ta ciągła ucieczka, odpowiadał, że bardziej go męczy stanie w miejscu. Pytali o puentę, a on śmiał się tylko tanecznie i mówił, że prawdziwy teatr nie potrzebuje granic, że dowcip to domena kabaretu, komików i iluzjonistów. A co jest w takim razie domeną teatru? Życie — mówił — i taniec — poprawiał się po chwili. Nie istnieje coś takiego jak drugi początek, pierwszy krok może być równie dobrze ostatnim, należy jednak zadbać, by między te dwie figury wcisnąć tyle potknięć i skoków, ile jest tylko możliwe. Na zakończenie wywiadu chwalił swoją partnerkę słowami: „Być może umiera już w pierwszym akcie, ale jej opadająca na ziemię dłoń nie czeka na podniesienie. Jej taniec trwa dalej, po prostu staje się prostszy i mniej zrozumiały, podczas gdy ja już do końca staram się tylko zadziwić widza”.
Najnowsze komentarze