Emocja, ebola, epikurejczyk.
Słone palce beznamiętnie czeszą słownik.
Opada także wskazówka,
jakby lżej jej było w tych trzydziestu sekundach z górki...
Piszemy klaszcząc czy śpiewając.
Zrywając korki mórz czerwonych,
spowitych mgłami podpalonych masztów.
Lewitując słowa nad bagnem ku menzurce.
W głębi, bez ekstraktu igiełek, gęsich skórek.
Czystymi ludźmi kolumn i alejek.
Twarzami ze zdjęć w zapominanym albumie,
Kichamy tak samo, choć ciut bardziej przelotnie...
O próbę mi chodzi, nie zaś chodzenie.
Dłoń co dosięga, lecz nie schwyciła.
Krok o sznurówkę przed krokiem ku mecie.
List z uśmiechem ze znaczka, wpadający w skrzynkę.
Niech nam wisieć pozwolą, chorzy i przyjemni.
Odnaleźli stada, sami się znaleźli.
Wolę bez kierunku łapać liście złote,
niżli sprzedać pióro za grupową słomę!
Komentarze
7
Siedem razy przeczytam, zanim sie wypowiem. Tymczasem jestem pod wrażeniem.
DC
I ja
I ja jestem pod wrażeniem tego wiersza! Aby jak najwięcej takich "liści złotych". Pozdrawiam.
Dal
...
Dzięki Panowie, jesień idzie trzeba odkurzyć biurko :)
Pozdrawiam Michał