Złowroga woń dymu zaklęta w mankietach,
absyntu łyk tęgi jak pijawka, trąd,
zygzakiem kurkumy w miejskich szaletach,
poziomej ósemki znów nakreślam krąg.
Jak kot nad dachami wdycham gwar ulicy,
leżę w plamach słońca na brzuchu, na wznak,
deser z cumulusów, skrzypce w martwej ciszy,
na czarnej pięciolinii znak ósemki wspak.
Po pajęczej strunie zsuwam się z sufitu,
spisuje jak Herodot, uśmiechu pełne usta,
kąpiel w rosie spowita cienką wstęgą świtu,
kurant rozbrzmiał doniośle gdy nadeszła ósma.
Pierwszy krok w chmurach, ósmy dzień tygodnia,
gruby dywan perski uniósł mnie do gwiazd,
sprzedałem duszę diabłu, ciekawość to zbrodnia,
dostałem garść piór gęsich i we władanie czas.
Nocny dialog z księżycem, barter marzeń i snów,
opowieść za opowieść, zaklęty cyferblat.
Kawy termos i humor, pakuję się znów,
biegnę żyć, kochać, pisać ten ostatni raz.
Najnowsze komentarze