Ja ziewnął i On ziewnął. Ja odpowiedział szerokim rozwarciem paszczy, wydając przy tym odgłosy zagubionego wielorybiątka (bycie małą wielką rybą, a konkretnie ssakiem, w małym wielkim świecie należy do bardzo przejmujących zajęć). On się zaśmiał i Ja się zaśmiał, po czym klasnęli dłońmi w gołe uda i ruszyli żwawo przez bród. Pierwsze zetknięcie z wartkim prądem strumyka przejęło skórę zimnym dreszczem. Zamieszkujące dno kamyki skutecznie raniły bose stopy, zdzierając z nich niedoszły jeszcze kurz. Bardzo czuli, że idą. Każdy krok czuli i tylko bali się trochę okrutnych praw natury. Że może przyzwyczai się człowiek i za chwilę zapomni o bolących zmarzniętych piętach. Gdyby nie buty o grubej podeszwie, droga spowszedniałaby wraz ze śmiercią ostatnich odcisków. Po wyjściu wytarli nogi i założyli spodnie.
Plecaki trzeszczały od nadmiaru bagażu, ale głowy były wystarczająco lekkie, by zrównoważyć ich ciężar. Od czoła tylko co chwila odbijały się kolejne próżne pytania. Jak to się dzieje, że przed chwilą było jasno, a teraz trawa już nie jest zielona? I jak to możliwe, że las na horyzoncie potrafi przybrać barwę ginącego różu? Jak wygląda mały lisek? No jak? Każde odbite pytanie przysiadało w okolicach przysadki mózgowej i uśmiechało się przez ucho do świata. Tutaj nie znajdzie ich żadna odpowiedź.
Ludzie potrafią dzisiaj bardzo mało rzeczy. Ja na przykład ogniska nie umiał rozpalić, a Jemu szło to równie zachęcająco. Klęli, na czym świat stoi, poparzone palce traciły powoli czucie. Kiedy, miast gałęzi, zagorzały włosy, radości nie było końca. Ja skakał, uciekając przed przyjacielem dzierżącym kurtkę w bojowej pozie. W obliczu mrozu i zwątpienia, uratowała ich kultura wyniesiona cichaczem z miasta. Ogień szybko podchwycił treść tłusto wydrukowanego nagłówka na pierwszej stronie.
- Nie rozumiem twoich snów. Ja miałem ostatnio zupełnie inny. Układałem kwiaty w ikebanę, po czym zresztą od razu poznałem, że śnię. Na żywo nie umiem niczego układać, a tam szło mi całkiem nieźle. Skupienie było dziecinnie proste, myślałem jasno jak nigdy. Każda łodyga odzwierciedlała cienką jak ostrze noża myśl, a płatek ciepłą barwę marzeń. W efekcie powstała kompozycja przypominająca różę wpisaną w oko. Nie pytaj, jak to możliwe, bo nie wiem. Chciałem się dowiedzieć, ale kiedy tylko się odsunąłem, by spojrzeć z lepszej perspektywy, zobaczyłem, że cały czas klęczałem przed łonem dziewczyny! Znajomej, nie obcej, ale tez nieznanej, jeżeli wiesz, o czym mówię. Swoją drogą, bardzo ładnej. Leżała bez ruchu i próbowała, odchylając głowę, podążyć za moim wzrokiem. Zawstydzenie nie mogło zwalczyć jej ciekawości. Zrobiłem zdjęcie i pokazałem. Ucieszyła się bardzo i zapytała, gdzie się tego nauczyłem. Powiedziałem je, że to technika wschodnich mnichów, prawie modlitwa, a może coś więcej. Ona na to zaśmiała się i przez ten słodki śmiech wyszeptała, że znowu czytam jakieś japońskie książki. Zaśmiałem się również i odpowiedziałem, że tym razem czeskie. I tak się śmialiśmy, kiedy kwiaty na jej łonie przypominały różę wpisaną w oko.
- Ładnie.
I umilkli. Długo milczeli, chociaż krócej, niż mieli ochotę. Było im bowiem bardzo smutno, a słów brakowało nawet na odpowiednią ciszę. Nawet zapalić nie mogli, bo nie lubili. I taka niemoc ich ogarnęła straszna, że przytłoczył ich zapach wilgotnej gleby. On na chwilę poszedł do lasu, Ja leżał wciąż przytłoczony. Wzięli, ile im dano, sami nie mogąc niczego dać w zamian. Byli wdzięczni. Ognisko ziewnęło i oni ziewnęli. Po chwili cała trójka zgasła, każdy na swój sposób.
Komentarze
Witaj Mateuszu! Dawno Cię tu
Witaj Mateuszu! Dawno Cię tu nie było. Przeczytałem z przyjemnością! Wesoło i z polotem, jak to zwykle u Ciebie bywa. Nie rozumiem dlaczego narrator używa trzeciej osoby mówiąc o sobie i przyjacielu, ale zabieg mi się podoba. Kilka rzeczy rzuciło mi się w oczy. Jeśli mogę, podzielę się uwagami:
"Kiedy zasiedli do stołu, próbowałem przysłuchać się ich rozmowie. Nie było to możliwe z prozaicznego braku narządu słuchu" - skoro nie ma narządu słuchu, to po co próbuje się przysłuchać? Poza tym "niemożliwe z prozaicznego braku" brzmi jakoś niepopolskiemu. Może: "niemożliwe z prozaicznego powodu..." lub "niemożliwe z powodu braku...)?
"po stosunkowo mocnym uderzeniem ręką o stół" - może "uderzeniu"?
"w stół" też chyba jest lepsze niż "o stół" - jakby bardziej zamierzone (o stół to można się p@#d*&ć). Zresztą sam zdecyduj.
"Ach, losie mój, losie nieunikniony" - może zamienić np. na "ach, losie, losie nieunikniony"? - nie będzie załamania rytmu (mniej sylab).
Ogólnie, jak zwykle mu się podobało!
PS
No i co z tym piwem? Mój mail: stefanowiczp@gmail.com
Paweł Stefanowicz
Przy stole
Przy stole było chyba dużo alkoholu, skoro język tak się łamał. Dzięki.
Poprawiłem też inne błędy.
"losie, mój losie..." lepiej mi się śpiewa ;)
Pozdrawiam serdecznie :)
PS Odezwę się na dniach.
Żarty żartami, ale doprawdy nic z tego nie rozumiem.