Nawy nocnych budowli sklejone pod powieką,
znów sen w ułudę zbrojny przeklina zmierzch rychły,
ciemność z siostrą szarością odpycha trumny wieko,
echo tchnień niesione przez złowieszcze wichry.
Kark darni zielonej strupem krzyży kryty,
krople krwi na całunie kreślą konstelacje,
bezzębne epitafia, choć sztych dziarsko wyryty,
wszak dzięki nocy nieme pióra jadają kolację.
Eteryczna pamięć jak zły szeląg powróci,
noc księżyca uśmiechem chce obecność zaznaczyć,
choć poezji cynicy na cztery nogi kuci,
nikt Temidy wyroku nie zdoła wypaczyć.
Nie spłynie już inkaustem stalówka zaklęta,
próżno bić się w piersi będą imitacje pisarzy,
mściwa noc zapomnieniem do odwetu pchnięta,
zwiastuje czas wiecznie suchych kałamarzy.
Najnowsze komentarze