Jeden kubek nie do pary,
chociaż dwoję się i troję,
czwarty raz oddechem milknę,
boję się, że niepotrzebnie.
Na zegarze za pięć szósta,
o wskazówki pytam czas:
czy nastanie siódme niebo?
Chyba nawet nie chcę wiedzieć.
Na ósmy dzień tygodnia czekam,
gdy nie znajduję bliskości śladu
od poniedziałku po niedzielę.
Rok za rokiem łudząc się.
Dziewięć stanów samotności,
nadzieje dziesiątkuje złudą.
Boże zabierz ten żal ode mnie,
niech on także opuści mnie.
Co dzień rano chleb smaruję
dżemem różanym z kolcami,
stawiam dodatkowy talerz
niespełniony brakiem dłoni.
Komentarze
Prze
Przekombinowane, ta "liczbowość" wiersza jest dla mnie nienaturalna, wydumana i wymuszona.
I rytm też mi jakoś nie pasuje.
Urywa mi się to
Wolę, kiedy piszesz "bielej". Tutaj zwrotki Ci się urywają strasznie. Z początku rytm się rozwala dopiera w ostatnich wersach, następnie dzieje się to coraz wcześniej - w ostatniej zwrotce jest to już drugi!
Nie wiem, może recytacja zakłada pauzy wygładzające, ale nie czuję tego podczas czytania.
Ogólnie, jedna ze słabszych Twoich prac.
Żarty żartami, ale doprawdy nic z tego nie rozumiem.