Przez niedomknięte furtki pamięci często wspominam,
brzdęk sztućców przy schłodzonych czasem kartoflach,
szminkę zupy na wargach,
mordercze biegi do zamkniętych drzwi tramwaju.
Bezskutecznie szukam nacięć finki na korze,
znaków wtedy czynionych wbrew logice wszelkiej.
Drzewa niegdyś dostojne, zaklinacze czasu,
dziś chylą się samotnie od dwunastu potraw.
Kolejna bańka pryska, ta z historią strychu,
gdzie barwne plamy światła kpiły z wad pryzmatów.
Próżno czekam złowrogich szeptów sznura z bielizną,
pierwszych suchych podniebień z książką zakazaną.
Przekładam czasu cegły tamtych chwil zaprawą,
szorstkie ściany dzisiaj, kryję dzieciństwa kolorem,
nadal wiążąc buty robię dwie pętelki,
pocieszam blizny z kolan, są ze mną od zawsze.
Komentarze
Wiesz Duke, patrzę na ten
Wiesz Duke, patrzę na ten wiersz i tak sobie myślę, że dobrze być czasem zakładnikiem własnych wspomnień. Ktoś kiedyś powiedział, że człowiek rozwija się przez całe życie, ale tak naprawdę, to wszystko, co nabył w dzieciństwie, pozostaje zasadniczą wytyczną na dalszy ciąg jego, często burzliwej i poplątanej, historii. Wiersz z nutką nostalgii, ale przy tym bardzo ciepły jak domowe wypieki. Kilka pięknie uchwyconych obrazów namalowanych słowem.
Pozdrawiam.
Quod me non necaverit , certe confirmabit