Stukot klawiszy jak uśmiech dzieciaka, który wychyla się zza spódnicy, by spojrzeć przez chwilę w obce mu oczy - tak z ciekawości, bezczelnie, ze strachem. Dziś rozbudziłem tę starą perwersję wsuwając biel kartki pomiędzy rolki, lecz zapomniałem jak to się robi, jak pisać wyrazy, których nie można zmazać magnesem. Stuknięcie, cisza – uśmiech, kryjówka. Tęsknię zarówno za pierwszym jak drugim, głaszczę klawisze i fotografie (wywoływane gdzieś w toalecie). Z każdym dniem trudniej mi się wychylać - unikam kontaktów z nieznajomymi, zdań niebezpiecznie różnych od tego, do czego zwykli mędrcy epoki. Lecz tusz wsiąka w papier, czasu nie cofnę, więc prężę się w klatce z własnych doświadczeń, ćwiczę me palce zginając kraty. Może się uda jeszcze odegrać kpiący rytm serca młodego bicia: „Symfonię czcionek na dwie pełne dłonie”.
Stuk stuk, stuk stuk, stuk stuk, stuk stuk...
Najnowsze komentarze