U nas nawet umarli życia nie mają - wloką ich ciągle po sądach, ambonach i centrach handlowych. Szukają słów zapisanych ciepłą jeszcze dłonią, ale nie całych naczyń wypełnionych po brzegi warstwami znaczeń o gładkiej tafli lecz przechylają je przelewając do pojemników o kształcie krzyża, portfela lub miecza. Jeżeli to nie wystarczy, wymyślają nowe, mówiąc co byłoby, gdyby, powołują się na uschłe już dawno serca i zapieczętowane przed protestem usta. Kwitnie handel pomnikami twardszymi niż spiżowe, skoro stoją już niewzruszone, to nie muszą się przecież marnować, można rozwiesić na nich ulotki bądź krzycząc z ich szczytu głosić nowinę na modłę proroków rychłej apokalipsy. Pomagają też wznosić ich nędzne repliki, sławiąc nie tyle bohaterów, co rzeźbiarzy, a raczej mecenasów stojących najwyżej, gdy przecinając czerwoną wstęgę machają ostrzem błyszczących zębów.
I nic nie stoi już na przeszkodzie, by sławić cierpienie, byle nie własne, za ideały, byle nie cudze, w efekcie grając mściwe memento na ludzkich organach z zatęchłym powietrzem. W walce o lepszą od innych przeszłość.
Najnowsze komentarze