Pewnego dnia na mej drodze stanęło morze,
Pragnąłem zginąć w kipieli przestworze.
Lecz tego dnia na mej drodze stanął też kwiat,
Przyjrzałem się mu był niemalże bez wad.
Podniosłem delikatnie ten róży kwiat,
By nie pozostał nań brutalności ślad.
Schowałem głęboko do sakwy zwanej życiem,
I chroniłem przed świata nalotu zepsuciem.
I rósł,aby w całej swej szlachetnej niewinności,
Dać radość tym pogrążonym w smutku nicości.
Po latach wielu zgasł jego lśniący blask poranka,
Ale dla mnie i tak jaśniał w mrokach swego kaftanka.
Najnowsze komentarze