(Stedowi i jemu podobnym)
Zaśpiewam wam piosenkę prostą i radosną
jak na murawie boiska szkolnego
wraz z drogą memu sercu przyjaciółką Ewą
obserwowałem niebo
Działo się to późną jesienną porą
jeszcze nie było śniegu lecz już było wesoło
na samą myśl o wilgotnej zimnej trawie
dostaliśmy gęsiej skórki
Pod nami źdźbła zielone nad nami sklepienie
niebieskie już czarne
wypukłe jak balonik albo jakiś garnek
ona ujęła to ładniej
Pytaliśmy się wzajem czy jest coś ponad tym
prócz myśli aż naszych
krążących intelektualnie szalonym pędem
oddychających maszyn
Pod rozważaniami wirowały gwiazdy
tak jak każdy gdyby mógł wyciągnąć nogi
na pułapie tak wysokim i pomachać wszystkim
poszukującym drogi
Doszliśmy do wniosku że to złudzenie
optyczne lecz śliczne
a w duchu nadal czciliśmy ogień każdy swoje
płomienie wieczyste
Rozmowa zeszła potem na czas i odległości
jak dawno jak daleko
czy przyglądamy się jeszcze gigantom czy być może
już karłom i kalekom
W międzyczasie wylaliśmy na siebie swe smutki
niespełnione miłości
ona radziła mi bezużytecznie jak zwykle
w swej praktyczności
Wspomnieliśmy jeszcze psa pięknego Pikusia
sierści brąz i brązu spojrzenie
paradoksalni jak zaprzyjaźnione koty uciekliśmy
przez płoty wśród cieni
Ewa przypłaciła to chorym pęcherzem
ja ledwie bólem kości
to tak niska cena za kolejny dzień życia
matowej jaskrawości...
Najnowsze komentarze