Po roku, słód uniósł się gdzieś w niebo.
Klamki Twych dłoni otwieram bez szału.
Śmiejesz się w duszy, gdy brak mi tlenu.
W euforii łoża, choć było nam rzadkie.
Termos mych myśli, słów i okrzyków.
Bez denka ciszą w nas kołacze.
Powabnie gładzisz czoło moje.
Spinam ja słowa, w dowcipną całość.
Martwy i płytki, staję się, powiewem.
I tchnień Twych szukam jak dłoń szczeliny.
Choć mgła się skrapla w opuszkach toni.
Ja macham serca, pasji mej dłutem.
Najnowsze komentarze