Jesteś tutaj

Pojadę taksówką.

Komunikat o błędzie

  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 705 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 706 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 707 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 709 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 711 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 159 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 160 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 161 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 162 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 163 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 164 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 165 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 166 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_settings_initialize() (line 799 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: session_name(): Cannot change session name when session is active in drupal_settings_initialize() (line 811 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
Obrazek użytkownika Anka Pietkiewicz

- Pojadę taksówką. – mówi Tomasz wygładzając poły brązowej, sztruksowej marynarki i poprawiając zegarek na przegubie tak, aby dolna krawędź koperty utworzyła kąt prosty z jasną, poprzeczną blizną na wierzchu jego dłoni – Nie co dzień się kogoś morduje. Zresztą dosyć już mam tramwajów.

Szofer, pochylony nad parującym silnikiem, mamrocze pod nosem jakieś przekleństwa, na przemian z usprawiedliwieniami. Nie spojrzał Tomaszowi w oczy od samego rana – ani gdy pytał, czy dzisiaj, wyjątkowo, może zapalić w aucie, ani gdy usłyszeli obaj bardzo wyraźnie rzężenie spod maski, ani nawet teraz, gdy otwiera drzwi taksówki i po raz ostatni przeprasza, bo powinien był sprawdzić wcześniej, a nie sprawdził w ogóle, że to pierwszy raz niestety i ostatni na pewno i pan Tomasz zachciałby może nikomu o tym nie wspominać...

- Masz krzywo zawiązany krawat. – mówi „pan Tomasz” wsiadając do środka i nie kiwnąwszy nawet głową taksówkarzowi – Popraw go.

O tym, że szofer zaniedbał swoje służbowe obowiązki wspomni komu trzeba, porządek musi być. Ale nie dzisiaj. Dziś ma ważniejsze sprawy na głowie.

Zna tę trasę doskonale, przemierzał ją pieszo, tramwajem, na trzeźwo i zdrowo wstawiony po delegacyjnych libacjach lub jak kto woli po żmudnych dyskusjach w poszukiwaniu postępowych rozwiązań, których nigdy im się z towarzyszami nie udało jasno i po imieniu nazwać, choć starali się bardzo je odszukać, namacać gdzieś pod stołem lub sukienką kelnerki. Pijane oczy już zawodziły i postęp jak i rozwiązania czmychały z pola widzenia, zanim się tam jeszcze pojawiły.
Zna trasę prawie na pamięć, lecz mimo to patrzy przez szybę, by uniknąć czczej gadaniny taksówkarza. Nie spotkał jeszcze takiego, który nie miałby jej w zwyczaju. Chyba myślą, że to jeden z elementów dobrze wykonanej roboty: uśmiech, kilka słów o pogodzie i ani jednego o polityce. O widzi pan tu znowu się dziury porobiły, w radiu mówili, że od niedzieli ma się ochłodzić, czerwone, psia je mac, niech pan spojrzy na jej nogi, a zna pan kawał o babie, która...
Klient zadowolony, zagadany, zabawiony, a jeszcze lepiej rozbawiony to hojny klient. Ale Tomasz swoim uporczywym wpatrywaniem się w szybę wysyła prosty komunikat do siedzącego za kierownicą, niemłodego już, niechlujnie ubranego mężczyzny – chociaż jedno słowo, a z napiwku nici!
Co jakiś czas unosi lub marszczy brwi, czasami musi zmrużyć oczy, bo grudniowe, jasne słońce go oślepia. Pomiędzy kolorowymi plamkami, a nieostrymi sylwetkami przechodniów widzi wtedy, jak przez mgłę, kartonowe pudła w swoim pokoju, dłoń szarpiącą go za ucho jak niesfornego przedszkolaka, biurko ojca pokryte lepkimi, czarnymi plamami i właśnie potrąconą filiżankę kawy, która kołysze się jeszcze, miarowo postukując uszkiem o blat.
„Ciekawe, czy posprzątali po tym jak wyszedłem...?” – myśli Tomasz.
Zamyka oczy, bo łzawią i pobolewają od nadmiaru światła i teraz przypomina sobie dokładnie wczorajszą rozmowę z rodzicami.

Mieszkanie jak mieszkanie. W kamienicy. Typowe, stare budownictwo – duże pokoje, które mogłyby sprawiać wrażenie przestronnych, gdyby nie niepotrzebne rupiecie, ramki ze zdjęciami, święte obrazki, krzyżyki z Jasnej Góry i innych miejsc kultu religijnego, których Tomasz nie umiałby wskazać na mapie, figurki i wazoniki porozstawiane bez żadnego planu ani prawidłowości w każdym kącie i na każdym z małych, zupełnie niefunkcjonalnych mebelków z twardego, ciemnego drewna. To robota matki Tomasza. Pokoje mogłyby też sprawiać wrażenie jasnych, gdyby nie popielate zasłony, zwisające ciężko przy każdym z okien – to pomysł jego ojca. Podobnie jak ogromny portret papieża, wiszący nad wejściem do salonu, przyozdobiony biało-czerwoną przepaską na ramię. Ojciec mówi, ze to z powstania, ale Tomasz nauczył się traktować jego akowskie opowiastki z przymrużeniem oka.
Pokój Tomasza jest inny. Biurko pod oknem, starannie zaścielone łóżko. Żadnych zbędnych mebli. Na środku niewielkiej, wiszącej półki stoi całkiem spora, bo niespełna pięciuset stronicowa czerwona książeczka, z wyraźnie odznaczającym się – charakterystycznym dla częstego czytania – lekkim przybrudzeniem kartek, rozdziałem dwudziestym szóstym, traktującym o dyscyplinie.
W łazience pali się światło, z kranu leci mocny strumień zimnej wody, choć Tomasz już dawno umył dokładnie ręce i wyczyścił paznokcie. Stara się wyrównać oddech , nachylony głęboko nad umywalką. Oparł dłonie na kolanach i wciąga powietrze nosem, by po starannie odliczonych w myślach siedmiu sekundach wypuścić je powoli ustami. Mógłby sprawiać wrażenie spokojnego – tak jak mieszkanie rodziców mogłoby być jasne i przestronne – gdyby nie wilgotne, lodowate wnętrza dłoni.
Tomasz wie, że nie ma wyboru. Musi sprawić wrażenie przynajmniej opanowanego, jeśli chce, aby mu uwierzyli. Z pełną świadomością tego, że kłamać nie umie i pewnie już nigdy się nie nauczy, sięga po zasypkę, którą Ojciec wsypuje sobie latem do skarpet, wytrząsa biały proszek i wciera go w ręce. Głos jest w stanie opanować sam, mowę ciała również – trochę w ćwiczył. Tomasz zakręca kurek, oblizuje spierzchnięte wargi, jeszcze raz zaklina się w myślach, by nie zdradziły go oczy i wychodzi z łazienki.
Czekali na niego, zauważa to od razu. Matka trzyma na kolanach kłębek wełny, druty i rudy sweter, którego brzeg wciąż obraca między palcami, chociaż całość jest już dawno gotowa. Ojciec popija kawę, niby to z właściwą sobie nonszalancją, która towarzyszy my przy wykonywaniu niemal wszystkich, najzwyklejszych nawet czynności – uszko trzyma zbyt delikatnie, dwoma tylko palcami, zamaszyście gestykuluje, czarny napój niebezpiecznie zbliża się do krawędzi filiżanki. Plecy ma jednak sztywne, a ruchy bardziej kanciaste niż zazwyczaj. Filiżanka drży w jego dłoni, kilka kropel spada i zasycha szybko na blacie biurka.
- Co masz zamiar mu powiedzieć?

Tomasz mruga i przez chwilę znów widzi przez szybę ruchliwą ulicę, którą przejeżdża taksówka. Nie może sobie przypomnieć kto zadał to pytanie. Matka? Ojciec? Czasem zdarzało im się, w najmniej odpowiednich momentach, wypowiadać niektóre frazy jednocześnie, komicznie brzmiącym dwugłosem, więc może zapytali oboje? Tomasz przesuwa dłoń po dokładnie ogolonych policzkach, od skroni aż do brody, której końcówkę szczypie przez chwilę zamyślony.
„To by do nich pasowało...” – myśli, ale pewny nie jest.

Przypomina sobie za to dokładnie jak wypracowanym, spokojnym głosem obiecywał, że się wstrzyma, nie będzie niczego doradzać, potwierdzać ani zaprzeczać, kiwać ani kręcić głową i jak ukradkiem, by nie zauważyli, zaciskał lekko dłonie, opuszkami palców dotykał ich wnętrza i uspokajał się czując, że gruba warstwa zasypki spełnia swoje zadanie.
Tomasz pamięta, jak filiżanka w ręce Ojca zatrzymała się w połowie drogi do ust, a matka posłała mu jedno z tych swoich przenikliwych spojrzeń, których nigdy, nawet wtedy, gdy całą siłą woli starał się nie uciec wzrokiem, nie udawało mu się wytrzymać.

Taksówka przyspiesza, Tomasz zaciska mocniej powieki, łapie powietrze ustami i żałuje, że wspomnienie jest tak żywe, nie potrafi wyprzeć go z pamięci...

Czuje, że tonie, plan spalił na panewce, przegra, na pewno przegra. Nie przestaje zapewniać, obiecywać, ale te zapewnienia są zbyt gorliwe, słyszy fałsz w swoim głosie. Mówi za szybko, za często mruga i przełyka ślinę, język zdrętwiał i coraz trudniej mu obracać nim w ustach. Kłamie, to oczywiste, że kłamie. Oni też to widzą.
Ojciec energicznie odstawia filiżankę i wychodzi z pokoju bez słowa, Matka podnosi się wolno z fotela. Jest sporo niższa od Tomasza więc musi stanąć na palcach i wyprostować ramiona, by dosięgnąć. Chwyta go mocno za kark i potrząsa kilka razy. Wypuszcza przy tym z ust lawinę histerycznych okrzyków i łkań.
Tomasz najchętniej zatkałby uszy, ale teraz wyraźnie już spocone, bezwładne dłonie kołyszą się miarowo po obu stronach jego ud w rytm utyskiwań Matki i nie jest w stanie wykonać nawet najmniejszego ruchu, odsunąć się pół kroku, odepchnąć ją, zasłonić twarz...
Nie obezwładnia go waga wypowiadanych słów, o nie. „Morderca”, „Sumienie”, „... setki, tysiące ludzi”, litanie do przodków i wszystkich świętych nie robią na nim wrażenia, omijają szczęśliwie jego głowę, którą kręci na wszystkie strony, mimo żelaznego uścisku Matki. Ledwie muskają jego szyję, wlatują jednym uchem, wylatują drugim i jak groch uderzając o ściany, rozbijają się nie jak groch, lecz jak kryształ – na tysiące kawałeczków, gubiąc po drodze całą wagę i sens.
Tomasza obezwładnia raczej forma niż treść. Sam zawsze dba o to, jak mówi. Dobiera odpowiednie słowa, by uniknąć powtórzeń nie rozstaje się z kieszonkowym słownikiem synonimów i antonimów, nie toleruje roztrzepania językowego, niepoprawnych składni, co tłumaczy fakt, że nie jest zbyt rozmowny i zwykle nie wdaje się w dyskusje.
Nie może znieść jazgotu Matki, kropelek zaschniętej śliny w kącikach jej ust, tego, że mówi za szybko, połyka końcówki, akcentuje niewłaściwe sylaby...

Tomasz otwiera oczy i pozwala, by oślepiło go słońce. Chyba ją wtedy uderzył, ale woli tego nie pamiętać...
Morderstwo? Chyba tak nazwała to, co zamierzał zrobić. Tomasz uśmiecha się po nosem i kiwa głową. Tak, to z pewnością było właśnie to słowo, Matka zawsze lubiła przesadzać.
Wyjeżdżają z drogi podporządkowanej, taksówka toczy się na jedynce, kierunkowskaz wybija równy, marszowy rytm. Tomasz podnosi dłoń na wysokość twarzy pod pretekstem pozdrowienia znajomego, który spaceruje nieopodal z żoną i dzieckiem w głębokim wózku.
Ma smukłe, długie palce, czyste, obcięte zaraz przy skórze paznokcie. Żadnych zgrubień, odcisków, wybitych, szerokich stawów. Tylko czerwone, otoczone suchą, martwą skórą knykcie odznaczają się na tle jasnej skóry, ale to nie pamiątka po częstych bójkach, lecz po prawdziwych bitwach. Wojnę z brudem i nieporządkiem Tomasz toczy każdego dnia, bez wytchnienia, a ze szczególnym zaangażowaniem w niedziele i święta, by poszło w pięty rodzicom. Zamiata, odkurza, myje okna, pastuje podłogi na kolanach, każdy kąt łazienki szoruje żrącym środkiem czyszczącym, od którego łzawią mu oczy. Zawsze bez rękawiczek, bo tak dokładniej. Dawniej koledzy w szkole dziwili się, że tak chętnie pomaga w domu, nawet trochę sobie z niego pokpiwali, że niby maminsynek, że ciota...
Podobnie było z mundurkami szkolnymi. Kiedy oni skracali rękawy, przeszywali guziki, zdejmowali krawaty, Tomasz prasował mundur co wieczór, a rano zapinał się pod samą szyję.
Teraz jest dumny ze swojego zdyscyplinowania, ze swoich dłoni, ale nie są to dłonie mordercy, widzi to dokładnie w jasnym, grudniowym słońcu. Pociesza się tylko w duchu, że to nie te dłonie będą trzymać karabin, pistolet, pałkę, nie dotkną zimnej obudowy armatki wodnej, czy jeszcze innych cudów, które mądrzy ludzie wymyślili, by radzić sobie z ogłupiałym tłumem.
Ta myśl pozwala Tomaszowi opanować chociaż trochę balon chłodnego powietrza, rosnący mu w żołądku z każdą minutą i z każdym kilometrem. Matka, nie wiedzieć czemu, zwykła ten balon nazywać sumieniem.
Poradzisz sobie. – mruczy Tomasz pod nosem i przypomina sobie, jak parę lat temu chciał pozbyć się z ich mieszkania wielkiego, burego kota, któremu zawdzięczał bliznę na wierzchu lewej dłoni.
Nie tylko o drapanie wtedy chodziło. Kot brudził. Wychodził kiedy chciał, wymykał się przez okno, a potem zostawiał wszędzie ślady łap, kłębki sierści. Niby wciąż czyścił pyszczek, wylizywał dokładnie boki i brzuch, ale jego bezwstydnej, wręcz demonstracyjnej higieny między łapami, uprawianej zwykle na samym środku jego biurka, Tomasz nie mógł znieść.
Kiedyś kocur zasnął mu na kolanach i Tomasz długo wodził palcami po jego szyi. Mógł mu wtedy skręcić kark, albo udusić, ale nie zrobił tego. Za to następnego dnia podał kotu jedzenie z małą niespodzianką...
I chociaż Matka szlochała patrząc jak zwierze dostaje drgawek, a potem powoli nieruchomieje na swoim posłaniu, Tomasz nie czuł się winny.
To nie ja, to trutka na szczury. – powiedział sobie wtedy i balon w żołądku pękł.
Tomasz wie, że teraz będzie podobnie.
Są już blisko, zostało jedynie kilka przecznic, jedno skrzyżowanie ze światłami. Zaraz zapali się zielone i taksówka ruszy z piskiem opon. Tomasz widzi kątem oka młodego, barczystego chłopca, który zbliża się do przejścia dla pieszych pewnym, sprężystym krokiem. Zielone dla pieszych już dawno zgasło, ale on, nic sobie z tego nie robiąc, przechodzi spokojnie przez pasy. Samochody ruszają.
- Dlaczego pan nie zatrąbił?! – krzyczy Tomasz do taksówkarza.
Jest wściekły. Sam nigdy nie odważyłby się przejść na czerwonym świetle.
- I co z tego, że samochody jeszcze nie ruszyły? Przepisy to przepisy! – kwituje uspokajające uwagi taksówkarza.
Wysiada z auta przy wskazanym adresie i trzaska drzwiami.
Przy wejściu do budynku odtrąca proszącą o jałmużnę, starszą kobietę i wbiega do góry po dwa, trzy stopnie.
- Jeszcze zobaczycie... – syczy przez zaciśnięte zęby, mocno już zdyszany – Jak uszy bez lustra!
Porządek i dyscyplina. Tym przekonali go towarzysze. Społeczeństwo na obraz i podobieństwo jego. Czyste, schludne, poukładane. Zresztą nigdy nie lubił tego oszalałego koguta pędzącego rankiem, co tydzień, przez szklany ekran, woli zobaczyć tam jutro faceta w mundurze. Elegancko zapiętego pod samą szyję.
Nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jak potrząsa dłonią jakiegoś mężczyzny, poklepuje go po ramieniu i mówi:
- Tak, panie generale. To jedyne słuszne rozwiązanie.