Ognistość pawi się za oknem
I wyjaskrawia się rzęsiście.
A ja tu stoję, ja tu moknę
Gdy z tamtej strony płoną liście.
Tam chodnik błyszczy samospłonem,
Gdy oto po tej stronie szyby
Kurzowe pyłki ust milionem
Szemrzą i wszystko jest na niby.
Nic nie zapali się wśród sprzętów
Tonących w rzece codzienności.
I brak tu tchu i argumentów.
I braknie wkrótce przytomności.
A tam pożarzą się płomienie,
Broczą chodniki rdzą czerwoną.
I nie wiem – fakt to czy złudzenie,
A tak ochoczo bym tam spłonął.
Najnowsze komentarze