Jej trampki i wolność, słodycz o rozpustę.
Bez pereł i cygaretki styka się z mym lustrem.
Słowa ma jakby czcze i grzeszne nader.
Lichwą mych uczuć rani starą ogładę.
Garsoniera i apaszki, stroją się po kątach.
Chcący być razem burbon, liczy colę w sążniach.
Sadyzm demokracji zabrał nam kobiety!
Strasznie, pięknie, cicho... szydzą z nas portrety.
Dziadów z cygarami.
Matek, dobrych panien.
Czasem rytmów z jazzu.
Zasłyszanych w pubie.
Nim sznurówki białe i dżinsy na granat.
Zleją się z potokiem sonetów z oddala.
Chciałbym cię przytulić, ciut bardziej po męsku.
Zebrać twoje włosy, ciesząc się, perwersją...
Najnowsze komentarze