Kiedy uwiąd tańczącego słońca
prześwieca przez witraż,
nie krusząc go przy tym,
myślę o tobie, upadłym geniuszu
wyklętym przez życie,
marzącym o kobiecie, której nie ma,
i o mężczyźnie, który był
niepotrzebnie.
Jedno potarcie dzbanka starczyło,
żebyś wiedział, komu służyć.
Kochałeś muzykę -
struny gwałtownymi akordami
wyciskały na gardle twojej matki
kolejne kręgi miłości.
Od kratek do kratek,
pełzałeś po brudnym, paryskim bruku
i w głąb, aż do parujących ścieków umysłu
zachwaszczonych piołunem.
Całe piękno szeleściło wewnątrz,
subtelne niczym papier washi.
Gdzieś tam, w szynku, pod zalanym stołem
do bólu przebóstwiłeś język,
przeklęty, wyklęty, własnym zaklęciem
w żabę przemieniony czarowniku słowa.
Dziś za to z ciebie kawał twardej skały,
nareszcie - wśród swoich.
Komentarze
światło i witraż
Kiedy uwiąd tańczącego słońca
prześwieca przez witraż,
nie krusząc go przy tym,
myślę o tobie, upadłym geniuszu
- zobaczyłem tę grę światła, a najbardziej cenię te wiersze, które wywołują obrazy. Niełatwo o trójwymiarowość słowa...
Paweł Stefanowicz