Porcelanowe szpilki wbijają się w ziemię.
Ciszę cieszę, czeszę plemię,
co stworzyło narodzenie
Ślepca.
Obracam się w sferach bezbiustnych
portretów, skwerach beznożnych.
Ust tych pych ideał, głuchy jak metal.
Tył. Nie jestem jednym z pobożnych.
Nie dzielę przez cielę. Trele morele,
pielę słowa, czuję w popiele senność.
Bezecność moja, nie wybiera pasterza
lecz uderza w owczą namiętność.
A obrazów! Bohomazów! Nocnych zmazów
na portrecie, nie ma! Życie, rzycie
w toalecie, zostawiło wśród nakazów,
więc się szczycę, na gatunkU szczycie.
Bezbodźcowość, w ideach się pluskam,
tarzam w was, mas kwas, phi, muchy!
Otrzepując się, jednak ciszej klaskam...
No bo...oddałbym wszystko...by być jeszcze
Głuchy.
Najnowsze komentarze