W świątecznych nastrojach do stołu siadamy
W ostatnim spaźmie tradycji życzenia składamy
Jednak słów nie umiemy dobyć, nawet tych nieszczerych:
„zdrowia, szczęścia, pomyślności, pieniędzy, kariery...”
Nie znamy się wzajemnie mimo, że rodzina
Matka nie zna córki, ojciec nie zna syna
Mieszkają razem w domu przez ćwierć wieku prawie
Lecz są obcy sobie jak niebo murawie
I w dniu świąt wspaniałym tradycji rodzinnej
Pęknięta słów kokarda więzi szuka innej
Więc stoją obce ciała związane modlitwą
By więź cisza przerwała uszu ostrą brzytwą
Popłynęła krew z rany – tak płyną życzenia
Mimo dobrych chęci już nic się nie zmienia
Tylko raz w roku się zdarza pomimo wysiłku
Zgromadzić cztery osoby przy jednym posiłku
Zjednoczeni ciszą, rozmową i śpiewem
Poudają przed sobą, że jest im jak w niebie
Ledwo ktoś zaskowytał „amen” – piękne słowo
Wszyscy już na talerzem z pochyloną głową
Ileż trzeba mocy i ileż wysiłku
By wytrwać w dziwnej pozie chwil parę do posiłku
Ileż trzeba wiary by chwili tej dożyć
I przed wprowadzeniem łyżki usta swe otworzyć
Później ruchy znane z znudzeniem powtarzać
By na nicość w trzewiach już się nie narażać
Cały dzień minął bez pokarmu w ustach
Teraz ta przyjemność to prawie rozpusta.
Co dalej – nie powiem, nic z tego
A z okazji święta – wszystkiego najlepszego.
Najnowsze komentarze