Dziś goszczę alfabet, solilokwium o zmierzchu,
on i ja, głuchy dialog jak konfesja bez przeszkód.
Umie słuchać, to ważne, czarno-białym zapachem,
każe wierzyć w nas samych, zaprzyjaźnić ze strachem.
Los nie rzuca tu kośćmi, karma echem powraca,
przeznaczenie to kłamstwo, recept pełna jest taca.
Warto sięgać po słońce, to zaklęte na stronach,
żując słodycz czereśni w Lukullusa ramionach.
Wiele dróg do przebycia, map ciągle tak mało,
nikt nie czeka tam, potem, tylko tu nam zostało,
Tak, to przykre, znikamy, lecz nim zabrzmi ostatni,
zdążę wstawić kropkę, czasu, co mi bratni.
Tych, co śnią pod darnią nic nam nie zabierze,
spotykam się z wszystkimi, odciski w papierze.
W podróż zabierz słowo, wyjdź naprzeciw sobie,
myśl zostawisz tutaj, tylko ciało w grobie.
Komentarze
Lubię być zaskakiwany. Cieszę
Lubię być zaskakiwany. Cieszę się kiedy ktoś mnie zmusza do myślenia. Dowiedziałem się właśnie co to znaczy solilokwium. Wiersz nieco patetyczny, ale wart zauważenia. Pozdrawiam Duke. Pisz częściej.
Paweł Stefanowicz
Karać, czy kazać?
IV linijka: "karze wierzyć w nas samych"
DC
Dziękuję Pawle,
wiedz, że do niczego nie chcę zmuszać:) Myślenie to na szczęście przywilej, a nie obowiązek. Co do uwagi Dariusza, oczywiście masz rację, poprawiam się w te pędy. Pozdrawiam.
Piotr Szkuta