W stawach rodzi się życie,
kijanki gubią ogony,
stare prząśniczki
wśród włókien mięśniowych
upijają się kwasem mlekowym.
Świat kładzie po sobie uszy,
a w każdym uchu ślimaczek,
na małej perkusji
odgrywa rytm prosty
oddechu, co rwie się i płacze.
Chcę zwlec spod biurka korzenie,
więc proszę Cię, dobry lesie,
okryj mnie korą,
bądź mi podporą,
w tej niegościnnej glebie.
Ja też jestem biernym palaczem,
moje płuca to czarne stepy,
pod okiem susza,
a, jeśli się wzruszę,
to kwaśnym deszczem, niestety.
Nie umiałbym złapać ryby,
już prędzej dopadnę raka,
trzy kroki w tył,
tam rak mnie hyc,
i będzie szpitalna draka.
Chcę poczuć spojrzenie słońca,
więc proszę Cię, dobry lesie,
okryj mnie korą,
bądź mi podporą,
w tej niegościnnej glebie.
Moje myśli, dawniej potoki,
krzepną teraz, są jak gałęzie,
jak coś z nich wyrośnie,
to zazwyczaj sprośne,
jesienne mam te gałęzie.
Odkładam w głowie wciąż śmieci,
nie zgniją szybciej ode mnie,
najbardziej się boję,
tych szkieł po napojach,
że spalę się przez nie doszczętnie.
Chcę zazielenieć raz jeszcze,
więc proszę Cię, dobry lesie,
okryj mnie korą,
bądź mi podporą,
w tej niegościnnej glebie.
Komentarze
;)
Mateuszu, to całkiem nowy styl! Podoba mi się, chociaż jakoś tak depresyjnie wyszło.
"Nie ma nic trwałego na tym świecie, poza tęsknotą za trwałością."
Nowy
Miało być wesoło i optymistyczne, jak zwykle wiersze rządzą się swoimi prawami, więc nic na to mogłem poradzić.
Przepraszam za tak późną odpowiedź, dopiero teraz przypomniałem sobie o tym wierszu, poprawkę bowiem musiałem wprowadzić.
Żarty żartami, ale doprawdy nic z tego nie rozumiem.