Podaję Jemu na tacy swoją wypieczoną sylwetkę. Polaną szarym lukrem. Skrępowaną sznurkiem do pakowania prezentów. Sznurkiem o gorzkim smaku samotności. Pokryta jestem posypką z drobniutkich, cierpkich opiłków żelaza, wbijających się w spętaną sylwetkę.
- Hej! Chcesz mnie spróbować?
- Nie, dziękuję. Przejdę się do innej cukierni – odpowiada obcy On.
Drożdżowe wnętrze kurczy się w doznanej przykrości. Leżeć na tacy i czekać na kolejnego - bo cóż innego pozostaje? Może któryś On przegryzie ciasteczko i zasmakuje słodkiego środka...
Najnowsze komentarze