Jesteś tutaj

"PODEJRZANA 14" - Odsłona dziewiąta - 9a, 9b,9c

Komunikat o błędzie

  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 705 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 706 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 707 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 709 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 711 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 159 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 160 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 161 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 162 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 163 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 164 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 165 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 166 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_settings_initialize() (line 799 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: session_name(): Cannot change session name when session is active in drupal_settings_initialize() (line 811 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
Obrazek użytkownika Gość

UWAGA !!! OD WIOSNY 2008 publikowany tu - w odcinkach - tekst ma swoją wersję papierową. Chętnych do jej posiadania proszę o kontakt e-mailowy pod: ewkakar8@wp.pl

Odsłona dziewiąta –
PODEJRZANIE TRWAŁE ŚLADY LUDZI... W PAMIĘCI

W życiu tak to już jakoś dziwnie się układa, że zdecydowanie szybciej odchodzą z niego ci, co mają coś dobrego do zaoferowania światu, niż ci, którzy dobro ofiarowują wyłącznie samym sobie:

a. GIL Z PODEJRZANIE WYDŁUŻONYM OGONKIEM – WSPOMNIENIE O TOMKU GILLU

Jest taka mądrość ludowa, która powiada, że „nie ma ludzi niezastąpionych". Otóż, w ostatniej naszej rozmowie Karolina z całą stanowczością oświadczyła, że nie zgadza się z tym powiedzeniem i to co najmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze: każdy z nas jest skończonym, niepowtarzalnym bytem. Z indywidualnym wyglądem (tu wyjątkiem mogą, choć nie muszą, być bliźnięta jednojajowe), odrębnymi dla każdego emocjami, przeżyciami, uczuciami, przemyśleniami, doświadczeniami, talentami, czy wreszcie zainteresowaniami. Temu chyba nikt nie zaprzeczy? A skoro zgodzimy się co do tej elementarnej prawdy, to konsekwentnie musimy się również zgodzić z konstatacją, iż właśnie w związku z tym, co napisałam powyżej, każdy z nas jest niezastąpionym (albo inaczej: niezastępowalnym) elementem tego świata.
Po drugie, gdybym miała na ten temat jeszcze ochotę z nią polemizować, bo na przykład nie zostałam jeszcze do tej pory przekonana, to ona użyje argumentu koronnego i powie mi po prostu: „Widać, że nie znałaś Tomka Gilla, albowiem dla każdego, kto go dobrze znał albo choćby kilkakrotnie się z nim zetknął stawało się oczywiste, że tego faceta, którego tak szybko, zdecydowanie zbyt szybko, zabrakło, nie da się nikim zastąpić. Oczywiście, nie muszę jej z góry wierzyć, ale chyba mogę posłuchać”. Jasne, że mogłam i usłyszałam, że:
Poznali się z Tomaszem jesienią 1981 roku. Wtedy to po długich, wyczerpujących zmaganiach z zawiłościami gramatyki języka niemieckiego, a także wcale nie pojedynczych próbach przekonania władz Instytutu o tym, że niepełnosprawność ciała wcale nie implikuje niepełnosprawności intelektu i ducha, a czasem bywa wręcz odwrotnie, to znaczy, niepełna sprawność np. nóg jest wielokrotnie kompensowana ponadprzeciętną sprawnością głowy i duszy, oboje zostaliśmy wreszcie studentami germanistyki Uniwersytetu Warszawskiego
Wbrew temu,co niektórym może wydawać się oczywiste, fakt, iż oboje byli osobami z widocznymi niedoskonałościami własnej fizyczności, wcale nie zbliżył ich do siebie ani automatycznie, ani tym bardziej od razu. Przyczyną zachowania w pierwszym okresie studiów tej rezerwy była znaczna nieufność z jej strony. Ta początkowa nadmierna ostrożność brała się u niej stąd, że Karolina nigdy nie lubiła gett. Oznacza to tyle, że nigdy nie uważała, i do tej pory nie uważa, za stosowne przyjaźnić się czy nawet tylko „kolegować” z kimś wyłącznie dlatego, że jest on tak samo jak ona niepełnosprawny. To przecież równie idiotyczne kryterium zażyłości międzyludzkiej, jak np. przedziałek po tej samej stronie głowy. Owszem, mogła i może przyjaźnić się z kimś, kto ma, powiedzmy, podobne do jej własnych kłopoty z poruszaniem się, ale te kłopoty nie mogą być ani pewnym, ani jedynym, ani nawet głównym powodem owej przyjaźni. Zwyczajnie: albo człowiek ma coś z siebie do zaproponowania, a ona jemu, albo nie, cała reszta nie ma znaczenia.

Trochę to więc potrwało, zanim się zaprzyjaźnili, ale jak już zaiskrzyło, to „na zabój”. Wszystkich, którzy chcieliby w ich porozumieniu dusz dopatrywać się płaszczyzny męsko-damskiej, pragnie od razu uświadomić, że w owych czasach oboje pozostawali w odrębnych udanych związkach natury seksualnej, a to, co było między nimi, to czysta poezja, filozofia, transcendencja, poza tym normalna ludzka przyjaźń dwojga indywidualistów.
Przejawiała się ona nie we wspólnym uczestnictwie w konwencjonalnych studenckich imprezach (na te Tomek dawał się namówić niezwykle rzadko, a jeśli już, to raczej tylko jej), ale w na przykład uprawianiu poetyckich pojedynków na co nudniejszych zajęciach, w których przyszło im uczestniczyć (np. pana prof. Józefa Wiktorowicza dziś chciałaby przeprosić w imieniu ich obojga a nie obrazi się?... za co nudniejsze zajcia???). Taki pojedynek polegał na tym, że jeszcze przed rozpoczęciem zajęć ustalali sobie temat, dajmy na to: „co za gwiazdy za oknem, a cóż za proza wokół”, a potem (przez cały trwania ćwiczeń lub wykładu) przerzucali się karteczkami z poetyckimi impresjami (produkcja własna) mającymi ów temat ilustrować, co często przybierało formę ostro polemiczną.
Tomek mawiał o sobie często: „jestem nienormalny, to dowiedzione”. Istotnie, któryż inny facet potrafiłby przywitać koleżankę komplementem: „nasz myślące oczy”, albo kto zamiast rozpowszechnionych wulgaryzmów używał archaicznych form: „zaiste”, czy „wszelako”. Kto inny zniesmaczałby się wyraźnie, gdy koledzy, a czasem i koleżanki, rozważali niezwykle istotną kwestię: ale dupa? Kto chętniej słuchał i śpiewał jazz i bluesa? Jeśli w ogóle tacy jeszcze są, to jest ich bardzo niewielu. Na pewno natomiast nie ma takich, którzy ją, Karolinę, zdeklarowaną przeciwniczkę gett, namówili do aktywności w polskim towarzystwie Walki z Kalectwem, jemu się udało, co prawda zaczęła się tam udzielać dopiero po śmierci Tomka, bo przestraszyła się, że skoro Go nie ma, to już nie będzie nikogo, kto mógłby tych słabszych psychicznie i młodszych od nich przekonać, że nawet ze znacznym kalectwem mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek żyć normalnie.
Gdy w 1985 roku dobre Tomkowe serce nie wytrzymało i odszedł nagle, nie zrealizowawszy większości swoich niesamowitych pomysłów i planów, cóż mogła zrobić? Najwyżej zebrać z pomocą kolegów na uczelni jakieś pieniądze na Jego pochówek i wspomożenie zrozpaczonej Mamy Gillowej (Tomek nie miał nawet ubezpieczenia, połamańców jak my nikt nie ubezpieczy, gdyż jesteśmy „grupą zwiększonego ryzyka), zrobić razem z Grażyną Dobroń z radiowej „Trójki” jakąś audycję, no i zaprzyjaźnić się z taką Osobą i Osobowością, jaką była Mama Gillowa, co samo w sobie było zaszczytem. Gdy w 2000 i Ona odeszła, z Tomkowego klimatu nie zostało już nic oprócz kilku kartek, zapisanych Jego równym pismem, kasety z Jego głosem i wspomnień. Bo choć minęło tyle lat, a Karolina ma wciąż rodziców, kochającego męża i własne, nienajgorsze życie, to Tomka i Mamy Gillowej i tak jej brak, niech więc przy niej nikt nie mówi, że nie ma ludzi niezastąpionych.

b. BARDZO PODEJRZANIE WIELKI ALEKSANDER – OPOWIEŚĆ O ALKU LACHU

Elę i Alka Lachów poznałam zaraz po ukończeniu przeze mnie studiów, w Kaliszu Pomorskim. Było to w roku 1987, na pierwszym letnim rehabilitacyjno-wypoczynkowym obozie dla takich jak ja połamańców, w którym w ogóle uczestniczyłam. Pozornie byli zupełnie zwyczajnym małżeństwem z, czteroletnim wtedy, upiornym synkiem Bogusiem. Napisałam „pozornie”, bo istotnie wystarczyło do nich podejść, a już działo się z człowiekiem coś niezwykłego. Roztaczali wokół siebie jakąś taką dziwną pozytywną aurę. Mało tego, że od razu czułeś, jak bardzo się kochają, to już od pierwszej chwil, nie miałeś najmniejszych wątpliwości, wiadomo było, Lachowie najchętniej ogrzaliby emanującym od nich ciepłem cały świat.
Ona, mimo że zawodowo ambitna i kompetentna pani doktor, na którą z racji postępującej choroby Alka (stwardnienia rozsianego) spadały praktycznie wszystkie obowiązki domowe, przy mężu przebiegle starała się odgrywać tylko rolę zakochanej żony. On, skrajnie katolicki inteligent, trochę chyba przez chorobę oderwany od życia filozof i poeta, erudyta i owszem, ale przede wszystkim intelektualny tyran, który z definicji ma zawsze rację. Przy powierzchownym kontakcie ktoś mógłby nawet sądzić, że jedyną jego ujmującą cechą był sposób okazywania miłości żonie i synowi. Trudno zresztą dokładnie powiedzieć, na czym ten sposób polegał, ale fakt, że był oczywisty, urokliwy i prawdziwy, pozostaje poza dyskusją.
To prawda, bardzo lubiłam pogadać sobie z Elą, głównie zresztą chyba po to, aby móc się autentycznie napawać dobrocią jej serca i każdego gestu, i spojrzenia, ale ponieważ lubię wyzwania, jeszcze bardziej kusiła mnie możliwość intelektualnego zbliżenia się do odrobinę tajemniczego, a odrobinę rozkapryszonego i tajemniczego Alka. Zaczęło się, o ile dobrze pamiętam, od wzajemnego czytania swoich wierszy. A potem jakoś tak dziwnie się stało, że zaprzyjaźniliśmy się. I choć w tym wypadku nie
mogło być mowy o częstych kontaktach bezpośrednich, bo mało, że oboje niepełnosprawni, to jeszcze w życiu codziennym mieszkaliśmy dość daleko od siebie, a i kontakt telefoniczny też nie zawsze był możliwy (czasem Alek nie miał dostępu do telefonu, a czasem po prostu czuł się tak, źle, że nie mógł mówić), to jednak myślę, że bez obawy o nadużycie mogę to powiedzieć: byliśmy sobie, wprawdzie w trochę niezrozumiały i nieco przewrotny sposób, naprawdę bliscy.
Kiedy dziś zastanawiam się, na czym ta bliskość polegała, to jedyne sensowne jej płaszczyzny potrafię zdefiniować jako wzajemne docenianie intelektów, obustronną skłonność do poetyzowania (połączoną ze wzajemnym docenianiem i wnikliwym analizowaniem twórczości oponenta w zaciekłych na ten temat dyskusjach) oraz wrodzoną chęć do przekomarzania się. Bo tak poza tym różniło nas właściwie wszystko.
Alek to zawsze zajadły konserwatywny prokatolicki idealista. Ja raczej realistka, osoba o poglądach najbardziej zbliżonych do liberalnych i nie do końca określonej konfesji religijnej, choć na pewno nie ateistka. Spieraliśmy się więc, gdy tylko było to możliwe, praktycznie bez końca i praktycznie o wszystko.
Już wiem, istotą tej przyjaźni była obopólna umiejętność cierpliwego i mądrego różnienia się. Dopiero teraz dotarło do mnie, że naprawdę nieświadomie napisałam o Alku w czasie przeszłym. To pewnie dlatego, że już od tak dawna nie miałam sposobności go ani widzieć, ani nawet słyszeć.

P.S. Jakkolwiek kiczowato i nieprawdopodobnie to nie zabrzmi, to właśnie dzisiaj, już po napisaniu tekstu o Alku, dostałam list od Eli. Niewątpliwie Wielki, choć do ostatka niereformowalny Aleksander jest już między gwiazdami.

c. "Sen
sen - mara
sen - zmęczenie
sen - wiara
sen - uspokojenie
sec - ucieczka
sen - bajka
sen - róża
sen - niezapominajka
sen - druh pijany
sen - ktoś kochany