Jesteś tutaj

"PODEJRZANA 12" -Odsłona siódma - 7a, 7b, 7c

Komunikat o błędzie

  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 705 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 706 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 707 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 709 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 711 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 159 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 160 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 161 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 162 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 163 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 164 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 165 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 166 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_settings_initialize() (line 799 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: session_name(): Cannot change session name when session is active in drupal_settings_initialize() (line 811 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
Obrazek użytkownika Gość

UWAGA !!! OD WIOSNY 2008 publikowany tu - w odcinkach - tekst ma swoją wersję papierową. Chętnych do jej posiadania proszę o kontakt e-mailowy pod: ewkakar8@wp.pl

Odsłona siódma –
PODEJRZANE PACJENTKI GINEKOLOGÓW

Jeśli jest się kobietą to, w większości wypadków, po prostu się nią jest. Jeśli jest się natomiast kobietą niepełnosprawną to, przynajmniej zdaniem niektórych ginekologów, kwestia płci nie jest już sprawą tak jednoznaczną:

a. PODEJRZANA CHĘĆ ZOSTANIA MATKĄ – LUKSUS, NIE IMPERATYW

Karolina została wychowana tak, że bycie kobietą, o ile tylko zdrowie jej na to pozwoli, było dla niej od dzieciństwa tożsame z zostaniem kiedyś matką. Nie znaczy to, że nie miała na ten temat rozterek i wątpliwości. Zastanawiała się na przykład nad tym, czy jako osoba niepełnosprawna ma w ogóle prawo mieć dziecko. Nie żeby czuła się niegodna tego zaszczytu. Chodziło jej o zupełnie inne sprawy.
Po pierwsze, myślała o tym, czy mimo, iż wszystkie uczone książki zapewniają, że jej choroba nie jest w żadnym razie dziedziczna, nie skaże swego dziecka na los podobny do jej własnego. Niezależnie bowiem od tego, jak bardzo pragnęła zostać matką, nigdy nie była taką egoistką, aby własnemu potomkowi fundować ewentualną „powtórkę z rozrywki”. Po drugie, zastanawiała się także nad tym, czy jako osoba niepełnosprawna może, niejako z założenia, wyznaczyć swojemu dziecku rolę opiekuna i pomocnika dla samej siebie. Co prawda, prawie wszyscy ludzie na świecie w którymś momencie życia opiekują się swoimi rodzicami. Przeważnie jednak dzieje się to dopiero wtedy, gdy rodzice są już bardzo leciwi, a w jej wypadku, w mniejszym lub większym stopniu trwałoby to przez prawie całe świadome życie dziecka, aż do momentu jej śmierci. Czy miała prawo podejmować decyzję o takim obciążeniu kogoś jeszcze nienarodzonego?... Wprawdzie znała przypadki dzieci swoich, będących w podobnej sytuacji zdrowotnej, koleżanek. Dla większości z nich konieczność pomagania matce lub ojcu albo czasem i obojgu w wykonywaniu najprostszych życiowych czynności była czymś równie naturalnym jak jedzenie czy picie. Nikt jednak nigdy nie pytał tych dzieci, czy czują się z tym szczęśliwe. Poza tym, nawet gdyby tak było, to przecież w jej konkretnym przypadku wcale nie musiało być podobnie, a czyjś nawet udany eksperyment nie zwalniał jej od myślenia i poczucia odpowiedzialności, zwłaszcza że była to odpowiedzialność nie tylko za siebie. Tak na marginesie, podobne wahania miała też niekiedy w przypadku mężczyzn, z którymi się wiązała. Tu jednak skrupuły były mniejsze, bo faceci byli dorośli i mieli możliwość wyboru.
Kiedy na podejmowanie decyzji o macierzyństwie przyszedł „czas najwyższy”, pierwszym naturalnym, krokiem wydało się Karolinie pójście do ginekologa.
Ten, a właściwie ta, bo była to kobieta, już od chwili, kiedy tylko wyjaśniła cel swojej wizyty, patrzyła na nią jak na dziwadło. Nawet nie jak na „babę-dziwo” – bo w tym celu musiałaby najpierw uznać ją w ogóle za babę – ale właśnie jak na dziwadło. Od samego bowiem początku Karolina wyczuwała we wzroku lekarki coś pomiędzy pogardą a obrzydzeniem. Zupełnie jakby tamta chciała zapytać: „po co toto tu przyszło?”. Po czym, mimo że nie stwierdziła po temu żadnych medycznych przeciwwskazań, bez ogródek określiła pomysł dziewczyny jaku głupi, podkreśliła przy tym, że jej zdaniem jest to niepotrzebne ryzyko mnożenia kalekich bytów, gdy nieszczęścia na tym świecie już i tak wystarczy.
Dla Karoliny, która i tak była pełna wątpliwości, takie potraktowanie i to przez lekarza, było jak oberwanie obuchem w łeb. I mimo że przecież ostateczną decyzję o tym, czy zostać matką, miała podjąć ona sama, a nie pani doktor, to jednak całe opisane zajście, a nawet więcej, już samo tylko jego wspomnienie sprawiło, że podjęła dwie decyzje. Po pierwsze, macierzyństwo odłoży na razie przynajmniej na kilka lat. Po drugie, nigdy więcej i to w żadnej sprawie nie pójdzie do ginekologa, który byłby kobietą.
W tej ostatniej sprawie dotrzymała zresztą słowa. Już zawsze, ilekroć szukała porady nowego ginekologa, pytała o płeć lekarza. Co do chyba jednak nie wystarczająco silnej chęci posiadania potomka, ostatecznie zdecydował za nią los i czas.
Po „kwarantannie” na myślenie o dziecku, spowodowanej w dużej mierze opisaną wizytą u pani doktor, wypadło akurat tak, że facet w jej życiu nie był odpowiednim materiałem na ojca. Później było i tak, że nie było żadnego faceta. A jeszcze później, kiedy już wreszcie facet wydawał się odpowiedni, było zwyczajnie za późno, nie tyle na samo urodzenie, co na odpowiedzialne wychowanie dziecka.
Powody zrezygnowania z posiadania dziecka, podane w poprzednim akapicie, są oczywiście prawdziwe, ale gwoli prawdy trzeba na koniec jeszcze raz wyraźnie powiedzieć, że najważniejszym z powodów jest po prostu to, iż w tej sprawie zabrakło Karolinie determinacji.

P.S. Ostatnio wraz ze swoim partnerem zdecydowała się na adopcję na odległość dziecka z salezjańskiej misji w Sudanie. Co miesiąc wpłaca zadeklarowaną kwotę, która ma zapewnić dziś ośmioletniemu chłopcu utrzymanie do końca zakończenia przez niego nauki.
Czasami sama zastanawia się, czy aby na pewno tylko chce pomóc biednemu dziecku, czy też przy okazji funduje sobie także namiastkę niedoszłego rodzicielstwa. Ale nawet jeśli, to ma nadzieję, że .... chyba nie ma w tym nic złego, bo bardzo chciałaby uniknąć instrumentalnego traktowania niczego przecież nieświadomego malca.

b. PODEJRZANIE WIELKOPAŃSKI KAPRYS – WIZYTA U GINEKOLOGA

Gdy w wieku szesnastu lat po raz pierwszy udałam się do ginekologa, już u progu gabinetu czekał mnie zimny prysznic.
Najpierw, po zgłoszeniu pani doktor swoich dolegliwości i stwierdzeniu, iż są one tak uciążliwe i bolesne, że uniemożliwiają mi normalne codzienne funkcjonowanie, usłyszałam w odpowiedzi żebym ja, smarkata, nie gadała bzdur, bo lekarka, sama będąc kobietą, doskonale się orientuje, o jak banalnej i mało dokuczliwej przypadłości tu mowa. Już wtedy poprzysięgłam sobie i jestem w tym konsekwentna do teraz, że więcej nie pójdę do baby – ginekolożki. Brak konsekwencji? – piszesz wcześniej o wizycie u baby – to ta sama wizyta? W dwóch odsłonach? Nawet nie chodzi o to, abym wątpiła w kompetencję kobiet w tym zawodzie, po prostu ginekolog – facet już choćby tylko z racji płci nie może mi powiedzieć, że on wie, jak to jest, a co za tym idzie, nie będzie (powołując się na doświadczenia własnego organizmu) lekceważąco traktował problemów, z jakimi do niego przychodzę.
Kolejną przykrą niespodzianką, na jaką natrafiłam już podczas wcześniej wzmiankowanej pierwszej wizyty u pani ginekolog, był fakt, że jako osoba ze znacznym stopniem fizycznej niepełnosprawności, której stołek stopień, stojący zazwyczaj przed fotelem ginekologicznym, bardziej przeszkadza niż pomaga, a podskoczyć do znacznej wysokości fotela też nie mogę, nie mam praktycznie szans na normalne wykonanie badania lekarskiego należnego każdej kobiecie. Zostałam zbadana byle jak na leżance, bo nie było innej możliwości. Ciekawe, że mnie zaraz po tym prawie traumatycznym przeżyciu przyszedł do głowy prosty pomysł, przecież wystarczyłoby, że fotel był w miarę potrzeb opuszczany i podnoszony, mechanicznie za pomocą pokręcania zwykłą korbką lub hydraulicznie, czy elektrycznie, jak większość foteli dentystycznych. Jeśli chodzi o koszty, to pierwsze z zaproponowanych tu rozwiązań jest na tyle proste i tanie, że byliby je w stanie zaprojektować i wykonać uczniowie mechanicznej szkoły zawodowej. Tyle tylko, że i wtedy, a rzadko i dziś – a już na pewno nie w uspołecznionej służbie zdrowia – o takim rozwiązaniu, przydatnym zresztą nie tylko dla niepełnosprawnych, ale także dla pań w zaawansowanej ciąży lub tych w starszym wieku, nikt nie pomyślał.
Zrażona tym pierwszym, podwójnie koszmarnym doświadczeniem, wbrew własnemu przekonaniu o tym, że chociaż raz do roku jest to niezbędne każdej kobiecie, nie chodziłam do ginekologa przez ładnych kilka lat. Przyszedł jednak moment, kiedy ostatecznie mnie „przypiliło” i, nolens volens, musiałam coś wymyślić.
Łaskawy przypadek zetknął mnie wtedy z młodą i wyjątkowo życzliwą położną, której zwierzyłam się ze swego kłopotu. Dziewczyna powiedziała wtedy, że pracuje z wyjątkowo sympatycznym ginekologiem, doktorem Branimirem Augustinem pochodzącym z Jugosławii, ale żonatym i dzieciatym, a więc i pracującym w Polsce. Według zapewnień swej współpracownicy, Pani Agaty, doktor miał być na tyle fantastycznym i pomysłowym człowiekiem, że z pewnością zgodziłby się na wizytę domową traktując ją, mimo swojej dodatkowej fatygi, jak za normalne przyjęcie pacjentki w gabinecie i na pewno wymyśliłby coś, aby w takich „polowych” warunkach przeprowadzić skuteczne i wiarygodne badanie.
Tak też było przez lata. Doktor, z którym bardzo się polubiliśmy, byliśmy prawie rówieśnikami, był praktycznie na każde moje wezwanie, nawet namawiał mnie i mego partnera – dziś żałuję trochę, że nie dość konsekwentnie – na dziecko, a przy każdych jego wyłącznie zawodowych odwiedzinach w moim domu oboje musieliśmy „łapać nieprawdopodobne figury”, aby można mi było udzielić potrzebnej pomocy czy porady lekarskiej atmosfera zawsze była taka, jakby te właśnie okoliczności wyraźnie bawiły nas oboje. Jako ludzi zbliżyło nas chyba także i to, że oboje, z racji swego pochodzenia, nie do końca potrafiliśmy utożsamić się z polską bogoojczyźnianą rzeczywistością. Przyznaję, nigdy nie mówiliśmy na ten temat wprost, podczas lekarskich wizyt nie było na to czasu, jestem jednak absolutnie pewna, iż jemu tak jak i mnie wystarczyły krótkie napomknięcia, takie między wierszami.
Czasem akrobacje były na tyle skomplikowane, że musiała nas wspomagać albo akurat towarzysząca Branimirowi pani Agata, albo, gdy jej nie było, ktoś z mojej najbliższej rodziny.
Tak byłoby pewnie do dziś, ale gdy pewnego razu zadzwoniłam jak zwykle do jego domu z prośbą o pomoc, najpierw któreś z jego dzieci, a potem małżonka powiedzieli, że doktor Augustin, wtedy nie więcej niż czterdziestolatek, nie żyje. Odebrało mi mowę, zachowałam się jak kretynka i nie wiedząc, co mądrego można by powiedzieć, pożegnałam się krótko i odłożyłam słuchawkę. Później już nie wystarczyło mi odwagi, aby ponownie tam zadzwonić, tym bardziej, że ani Jego żony, ani dzieci nie poznałam nigdy osobiście, a o ich istnieniu wiedziałam jedynie z krótkich, ale zawsze ciepłych i zabarwionych humorem wzmianek doktora Branko, czynionych przeważnie wtedy, gdy wypisywał mi recepty.
Dziś, przynajmniej za pośrednictwem tego tekstu, chciałabym zapewnić Jego bliskich, zwłaszcza małżonkę i dzieci, że nie tylko Oni pamiętają o tym, jak wspaniałym i „nie do podrobienia” człowiekiem był doktor Augustin.
Niedawno zupełnie przypadkiem dowiedziałam się z internetu, że Branko został pochowany na najmłodszej i póki co bardzo małej nekropolii, Cmentarzu Południowym w podwarszawskim Antoninowie. Podobno jest tam zaledwie sto dwadzieścia grobów. Komuś nieposiadającemu samochodu, a na dodatek niepełnosprawnemu, bardzo trudno tam dojechać. Do Antoninowa dochodzą zaledwie cztery autobusy dziennie, a w dodatku żaden z nich nie jest niskopodłogowy. Ale ja już coś wymyślę, aby tam dotrzeć. Muszę mu przecież osobiście podziękować za wszystko i upewnić się, że ten tak wiecznie zagoniony Branko Augustin wreszcie ma święty spokój. Po latach zdecydowałam się też wreszcie na wykonanie telefonu do małżonki doktora Pani Anety Augustin. Chciałam uzyskać jej formalną zgodę na podanie imienia i nazwiska doktora w niniejszym tekście. Przede wszystkim jednak miałam potrzebę zapewnienia jej, że choć naturalnie mój ból nie może się nijak równać z jej i dzieci poczuciem straty, to jednak mimo upływu ładnych kilku lat i mnie Go bardzo brakuje.
Ja, pacjentka – sierota po najwspanialszym z lekarzy, musiałam sobie teraz poszukać kolejnego ginekologa. I...znalazłam. Doktor Julian Pikiel nie praktykuje wprawdzie wizyt domowych, a poza tym nikt, choćby nie wiem jak się starał, nie zastąpi Branko Augustina z jego poczuciem humoru i tą nieokreśloną aurą dobra, która się nad nim roztaczała. Także i doktor Pikiel, a jestem jego pacjentką od sześciu lat, stara się zawsze, gdy tylko zajdzie taka potrzeba, z uśmiechem pomagać mojemu mężowi we „wtarabanianiu” mnie na ten nieszczęsny fotel ginekologiczny i z „starabanianiu” z niego z powrotem. Okazał się lekarzem nie tylko miłym, ale, co ważniejsze, kompetentnym. Traktuje poważnie nie tylko to, co robi, ale widzi w pacjentce, także tej niepełnosprawnej, człowieka i nigdy nie pozwala sobie na niestosowne uwagi pod jej adresem. Jeśli ktoś powie, że to przecież nic nadzwyczajnego, że to jest absolutne minimum nie tylko lekarskiej kultury i że tak powinien przecież zachowywać się każdy lekarz, to chętnie podam mu namiary na kilku warszawskich ginekologów, z którymi miałam nieprzyjemność się spotkać, zanim poznałam doktora Pikiela.

P.S. Właśnie doniesiono mi, że jest w Warszawie przychodnia dla niepełnosprawnych, dysponująca fotelem ginekologicznym spełniającym elementarne oczekiwania kobiet z poważnymi dysfunkcjami ruchowymi. Ale ponieważ fotel jest jeden na całą metropolię, na wizytę trzeba się zapisywać z pół roku wcześniej.

c. „LUSTRO”
powieszę lustro
na suficie w naszej sypialni
chcę choć raz zobaczyć twarz
naprawdę szczęśliwej kobiety.