na haczyku wystającym wprost ze ściany
przysiadł obraz zręcznie całkiem zmalowany
z nim pospołu tu przysiadał w każdy wtorek
niezły numer zmalowany przed wieczorem
a gdy haczyk czasem zwalniał się na chwilę
siadywały tutaj myśli jak motyle
zaś we czwartki – dla odmiany dość istotnej –
rozsiadały się trzy strofy łzą wilgotne
na sobotę rezerwację miał przypadek
więc bywało że na kwadrans przed obiadem
się dosiadał całkowicie bez krępacji
komar wredny – też nosicie swoich racji
więc w niedzielę już zaczęłam kombinować
czy by samej tam zawisnąć nie spróbować
bo świątecznie beznadziejne popołudnie
nadawało się do tego wręcz przecudnie –
reszty zdarzeń detalicznie nie pamiętam
jedni mówią że zostałam w czas odcięta
inni znowu przysięgają że inaczej
że urwała mi się puenta – wyrwał haczyk
Najnowsze komentarze