Jesteś tutaj

"PODEJRZANA 7" - Odsłona trzecia - 3a

Komunikat o błędzie

  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 705 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 706 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 707 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 709 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 711 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 159 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 160 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 161 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 162 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 163 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 164 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 165 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 166 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_settings_initialize() (line 799 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: session_name(): Cannot change session name when session is active in drupal_settings_initialize() (line 811 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
Obrazek użytkownika Gość

UWAGA !!! OD WIOSNY 2008 publikowany tu - w odcinkach - tekst ma swoją wersję papierową. Chętnych do jej posiadania proszę o kontakt e-mailowy pod: ewkakar8@wp.pl

Odsłona trzecia –
ZDECYDOWANIE PODEJRZANA SEKSUALNOŚĆ

Jeśli ktoś (tu czytaj: kobieta, bo jej w tej materii zdecydowanie trudniej, niż mężczyznom znajdującym się w dokładnie takiej samej jak one sytuacji zdrowotnej – a to głównie z uwagi na fakt, że większość przedstawicieli płci potocznie uważanej za silniejszą jest wzrokowcami) urodził się z poważną dysfunkcją ruchową, to już od chwili, w której w ogóle zdał sobie sprawę z własnej seksualności, powinien wiedzieć, iż „nogami nie zawróci w głowie” prawie żadnemu z facetów.
Oczywiście z wyjątkiem tych nielicznych, dla których już samo tak czy inaczej niedoskonałe fizycznie ciało jest źródłem seksualnego podniecenia, ale problemy erotyczne tej mniejszości nie są przedmiotem prowadzonych rozważań.
W wypadku pozostałych facetów prawdziwą jest teza, iż kobieta z dużymi i widocznymi kłopotami ruchowymi nie jest w stanie za pomocą tych atrybutów, których używa znaczna większość przedstawicielek jej płci, uruchomić pierwszej męskiej myśli o tym, że mogłaby ona być obiektem czyjegoś seksualnego pożądania, działającej z reguły już w przypadkowym kontakcie wzrokowym na zasadzie odruchu warunkowego. Jeżeli więc nie może, jak już powiedziano, „zawrócić w głowie nogami”, to w takim razie jak to robi?

a. NA PRZYKŁAD PRZY WINDZIE, CZYLI EROTYCZNY INTELEKT (W OCZACH)

Spotkali się do obrzydliwości banalnie. Stali mianowicie przy hotelowej windzie. Ona w towarzystwie kolegi, przystojnego dwudziestojednolatka, podchorążego jednej z akademii wojskowych i dwóch kul łokciowych, na których wspierała się, z pewnym wysiłkiem utrzymując równowagę. On niewysoki, ale proporcjonalnie zbudowany trzydziestokilkulatek w mundurze kapitana wojsk lotniczych, z tym czymś szczególnym w twarzy, co, choć absolutnie nieokreślone i nieuchwytne, przyciągało uwagę większości kobiet.
Popatrzył na nią przelotnie, rzucił tylko niewybredne: „ O kurwa, co za oczy” i wysiadł na swoim piętrze. W normalnym stanie rzeczy pozornie ordynarna uwaga na temat jej oczu nie zrobiłaby na dziewczynie żadnego, a już na pewno nie pozytywnego, wrażenia. Ten moment okazał się jednak na tyle nienormalny, a facet powiedział to takim głosem, że zabrzmiała uroczo i na mgnienie oka wprawiła ją w takie osłupienie, z którego towarzyszący jej kolega musiał dwa piętra wyżej wyrywać towarzyszkę windowej podróży niemal przemocą.
W tym miejscu trzeba chyba odejść na chwilę od samego wątku pierwszego zetknięcia się pary bohaterów poniższej opowieści i wyjaśnić, skąd już w kilku zaledwie początkowych zdaniach tej historii znalazły się aż dwa wojskowe mundury. Wyjaśnienie tej sprawy jest wyjątkowo proste. Choć winda była najzwyklejsza, a okoliczności spotkania się pary bohaterów poniższych wspomnień były, jako się rzekło, bardziej niż przyziemne, to już sam hotel tak zwykły nie był. Był to bowiem hotel garnizonowy w pewnym mieście wojewódzkim, w związku z tym przytłaczającą większość jego gości stanowili żołnierze.
Opisana wcześniej, wspierająca się na kulach osiemnastoletnia dziewczyna znalazła się tu tylko dlatego, że z braku lepszego pomysłu na pewną część wakacji postanowiła potowarzyszyć swojemu ojcu pułkownikowi, który w ramach przydzielonych na lato obowiązków służbowych był właśnie opiekunem grupy podchorążych, odbywających w tymże mieście praktyki studenckie.
Ten szczególny rys środowiskowy, dotyczący „miejsca akcji”, jest ważny o tyle, że w każdym takim miejscu, gdzie „chłopów kupa”, a kobiet jak na lekarstwo, erotyzm – czy chce tego, czy nie chce, choć nikt o nim głośno nie mówi – natrętnie wisi w powietrzu. Nawet tak młoda osoba, jaką wówczas była Karolina, zdawała sobie z tego doskonale sprawę, bo mimo znacznej ułomności fizycznej czuła na sobie spojrzenia mężczyzn, które z pewnością nie miały nic wspólnego z dobrze jej znanym, „litościwym przyglądaniem się kalece”. Bywało, że w takich chwilach myślała z goryczą i autoironią, że „na bezrybiu i rak ryba”, bo choć sobie tego wtedy nie uświadamiała, to bez wątpienia mimo nikłej postury była jednym wielkim, choć ledwo chodzącym, seksualnym kompleksem.
Sprawa komplikowała się tym bardziej, że większość tych spojrzeń pochodziła od podchorążych, podkomendnych jej ojca, a młoda dama nie wiadomo skąd, ale już wtedy doskonale wiedziała, że w takich wypadkach lepiej utrzymywać żelazny „międzypłciowy” dystans i takąż dyscyplinę. Podkomendni ojcu byli więc tylko kolegami, można było pójść z nimi na kawę albo i coś więcej do przyhotelowej kawiarni, pogadać, jeśli trzeba, to nawet „długo w noc”, pograć w karty, ale nic ponadto.
W jakieś trzy dni od spotkania w windzie, wychodząc z kawiarni, oczywiście w nieodłącznym towarzystwie kolejnego podchorążego, ponownie zobaczyła tego kapitana w lotniczym mundurze, tym razem mijając go w drzwiach.
Letnie wieczory i noce, kiedy to zaprzyjaźnieni wojacy byli już po swoich praktykach, a „do miasta” skutkiem obowiązującego ich regulaminu wojskowego po określonej godzinie wychodzić nie mogli, spędzała razem z nimi czas (też z nudów) na wymienionych już powszechnie znanych i bynajmniej niewyszukanych rozrywkach natury hazardowo-ludyczno-alkoholowej. Następnego dnia po ich przypadkowym spotkaniu w kawiarnianych drzwiach niespodziewanie dołączył do nich, nienależący przecież do tej grupy towarzyskiej kapitan – lotnik. Początkowo było całkiem standardowo, czyli zbiorowe opowiadanie przeważnie niecenzuralnych dowcipów i ogólne ble, ble, ble. Ponieważ do wszystkich podchorążych z racji ich i swego wieku zwracała się „na ty”, w pewnej chwili z rozpędu, a nie z rozmysłem, był wszak dla niej trzydziestotrzyletnim „starszym panem” i do niego zwróciła się per „ty”, po czym stwierdziwszy, że mogła popełnić gafę, poprosiła o wybaczenie. Wtedy Tomasz, bo tak miał imię kapitan, wstał, dwornie ucałował jej dłoń i zapytał, czy skoro już mimochodem przeszli na „ty”, to czy mógłby ewentualnie poprosić o zaszczyt, żeby tak zostało. Zgodziła się oczywiście. Po jakiejś pół godzinie niespodziewanie dla siebie samej zauważyła, że tłumek podchorążych wokół nich jakby się przerzedził, a ściślej biorąc, że zostali w pustym nocnym barze hotelowym zupełnie sami. Wyszli z niego, usadowili na skórzanej kanapie naprzeciw recepcji i gadali do rana.
Rano w zasadzie nie pamiętała, o czym rozmawiali, wiedziała tylko, że było jej dobrze jak „nigdy w życiu” i że umówili się na „pogaduchy” na następny wieczór. Spotkali się nie tylko następnego wieczoru, powtarzali to przez kilka następnych nie tylko wieczorów, ale także nocy i... gadali, gadali, gadali. Zaczęło się wprawdzie klasycznie, od jego opowieści z cyklu, „że żona go nie rozumie” (pomyślała wtedy, iż to przecież znany jej z opowieści starszych koleżanek typowy chwyt żonatego faceta, mający spowodować zaciągnięcie „panienki do łóżka”). Sytuacja była dla niej jednak mimo wszystko na tyle nowa i intrygująca, że postanowiła słuchać dalej. Uważniej nadstawiła uszu, gdy opowiadał jej o tym, jak bardzo kochał swoją pierwszą żonę. Jak mimo tego, że regularnie przyprawiała mu rogi i nie chciała mieć dzieci, których on bardzo pragnął, próbował ratować to małżeństwo, biorąc po kilku latach od ślubu cywilnego potajemny ślub kościelny (w tamtych czasach oficjalne okazywanie religijności przez wojskowych było przez ich dowódców więcej niż niemile widziane). Niestety, mimo tych wysiłków związku nie udało się uratować. Obecnie jest żonaty po raz drugi i w nowym małżeństwie ma dwóch kilkuletnich synów. Swojej drugiej żony na pewno nie kocha tak samo bezwarunkowo jak pierwszej, ale gotów jest zostać z nią do śmierci, przede wszystkim dlatego, że szanuje ją niezwykle jako matkę swoich dzieci.
Wtedy po raz pierwszy tak świadomie pomyślała, że to jednak niebanalny facet. Niebanalny był zresztą także i dlatego, że na przykład cytował w stosownych momentach Majakowskiego i Jesienina w oryginale. Potrafiła to docenić z dwóch powodów. Po pierwsze, miała matkę Rosjankę i od dziecka bardzo dobrze znała język także tej połowy swoich przodków. Po drugie, z uwagi na profesję ojca znała wielu oficerów z wyższym wojskowym wykształceniem i takiego z Sergiuszem i Włodzimierzem w repertuarze jeszcze nie spotkała. Dodatkowo ubawił ją fakt, że facet całkiem jeszcze niedawno, bo studia rozpoczął już jako oficer, był studentem jej matki i że matka, będąca cywilnym pracownikiem dydaktycznym wojskowej uczelni, bardzo mu się spodobała. Całkowicie natomiast pozyskał jej sympatię, gdy wyraźnie zrozumiała, że pierwsze nieudane małżeństwo, a przede wszystkim to, że ukochana żona nie chciała mieć z nim dzieci, jest tym jego kompleksem, z którego nie wyzwoli się do końca życia.
Ktoś z takim „wiekuistym” kompleksem musiał być jej bliski, sama miała przecież równie „wiekuisty” kompleks i postanowiła mu o tym opowiedzieć. Mówiła długo, pochlipując raz po raz, a to z żalu nad samą sobą, a to nad okrucieństwem „świata” i beznadziejnością własnej sytuacji.
Jej kompleks sprowadzał się do tego, że mimo nie tak znów przeciętnego jak na osiemnastolatkę intelektu, pięknych oczu i niebłahych – znów jak na jej wiek (a pośrednio lub bezpośrednio związanych z jej stanem zdrowia) – życiowych doświadczeń, doskonale wiedziała, że jej przyszłe akcje na rynku erotycznym są w związku z kalectwem dość mało rokujące, co dla nastolatki było prawdziwą tragedią. Żeby ktokolwiek zrobił „to” z nią z litości, zdecydowanie nie chciała, było to przecież poniżej ludzkiej godności.
Wysłuchał uważnie, spojrzał na nią, jakkolwiek kiczowato by to nie brzmiało, to tak to właśnie pamięta, a więc spojrzał na nią błękitnie przenikliwymi oczyma. Przyciągnął lekko za ramię do siebie i powiedział, żeby to, co jej za chwilę powie, zapamiętała sobie na zawsze. A przemowa (o ile po latach jest ją w stanie odtworzyć) brzmiała mniej więcej tak:
„Do tej pory rozmowa z tobą była prawdziwą przyjemnością. Stary wróbel jestem i powiem ci, że nigdy dotąd nie zdarzyło mi się z dziewczyną w twoim wieku rozmawiać, kładę nacisk na słowo rozmawiać, w tak dojrzały i autentycznie zajmujący sposób, a to, że masz piękne, mądre oczy i absolutnie zniewalający uśmiech, jest przy tym nie mniej ważnym źródłem dodatkowej przyjemności. Teraz jednak zaczynasz pleść bzdury. Po pierwsze, twój erotyzm jest tym cenniejszy i tym bardziej podniecający, że nie od razu, a więc nie dla każdego głupka oczywiście jest widoczny. Po drugie, obok wspomnianych już oczu i uśmiechu, masz tak „erotyczny intelekt”, że każdy wart tego facet oszaleje ze szczęścia, jeśli uda mu się ten fenomen poskromić, sprowadzając go do prozaicznych „ruchów niegodnych filozofa” (Immanuel Kant) i ktoś taki nie zapomni cię, nawet jeżeli jakimś zrządzeniem losu się z tobą rozstanie. Po trzecie, z litości to można dać komuś dziesięć złotych, ale nie można pójść z nim do łóżka, ty jednak zapamiętaj, niczyjej litości nie potrzebujesz, a gdyby przypadkiem kiedykolwiek jakiś gnojek próbował ci to wmówić, to uciekaj przed nim, bo to idiota.”
Efekt tej przemowy był taki, że dziewczyna rozpłakała się „jak bóbr”, nie bacząc na to, że oboje wciąż siedzą na wspomnianej już skórzanej kanapie naprzeciwko recepcji, a więc w miejscu było nie było publicznym. W tym momencie, nie wiadomo skąd, mimo że był to już środek nocy, wyrósł przed nimi jeden z zaprzyjaźnionych podchorążych. Tomasz przywołał do ruchem ręki i „śmiertelnie poważnym, służbowym” tonem zwrócił się do młodszego stopniem:
„Podchorąży, ja muszę na chwilę wyjść. Wy przez ten czas pilnujcie, aby tej Pani nie spadł włos z głowy. To jest rozkaz i w razie jego niewykonania wyciągnę wobec Was jak najsurowsze konsekwencje.”
Osłupiały podchorąży przysiadł na kanapie z drugiej strony dziewczyny i zaczął jej pilnować, a Tomasz natychmiast wstał i wyszedł. Wrócił po dziesięciu, może piętnastu minutach, z ogromnym bukietem róż (kupionych w
czynnej całą dobę dworcowej kwiaciarni, bo hotel garnizonowy mieścił się obok stacji kolejowej) i przyklękając – publicznie i żonaty facet – na jedno kolano, wręczył go oszołomionej dziewczynie. Nie mniej oszołomiony był „pilnujący” podchorąży, którego cała sytuacja zainteresowała na tyle, że chociaż nie był już potrzebny, wcale nie miał zamiaru się oddalić. Tomasz natomiast zaproponował po prostu, że po takich emocjach warto by napić się portera, którego kilka butelek ma oczywiście w swoim – na marginesie jednoosobowym – pokoju. I ona, i Tomasz doskonale wiedzieli, że przy piciu tego piwa nie mają ochoty na towarzystwo skądinąd przemiłego podchorążego. Problemem pozostawało jedynie jak, zwłaszcza po tym wszystkim, co widział, taktownie się go pozbyć. Chwilę to potrwało, ale po kilku manewrach ze sławną już windą, podchorąży spokojnie poszedł do siebie w przekonaniu, że i pozostali, przytłoczeni zmęczeniem po niecodziennych przeżyciach, zrezygnowali jednak z portera i uczynili to samo. A nawet jeśli pomyślał coś innego, dla nich nie miało to już znaczenia.
Ku zdumieniu dziewczyny portera w pokoju miał wtedy naprawdę i naprawdę go pili, a że tej nocy zostali kochankami, nie budzi chyba niczyich wątpliwości. Po latach Tomasz powiedział jej, bo wciąż była jego przyjaciółką, choć już nie kochanką, że wtedy musiał tak zrobić, bo podchorąży był na nią „napalony jak cholera”, a on uważał siebie za mimo wszystko mniejszego sukinsyna od tej pozbawionej skrupułów młodzieży.
Mimo że mieszkali niedaleko, nigdy nie zostali kochankami na dłużej, choć w następnym roku znowu się kochali, znowu w czasie praktyk studenckich i znowu w tym innym mieście wojewódzkim. Przyjaciółmi pozostają do dziś, choć od opisanych wydarzeń minęło bardzo wiele lat, a „poczucie erotyzmu” między nimi nigdy nie wygasło.
Jeśli komuś wydaje się, że pościelowy finał całej historii jest trywialny i był od początku przewidywalny, to spieszę donieść, iż dziewczyna do dziś dziękuje Bogu, że „jej pierwszym” był właśnie on, a naukę o tym, co można, a czego nie można zrobić z litości i o tym, kto czego i kogo pragnie, zapamiętała na całe życie i przypominała to sobie zawsze wtedy, gdy „w okolicznościach męsko- damskich” ogarniały ją czasami podobne do dawnych wątpliwości.