Jutro znów się spotkamy.
Wczoraj czy dziś,
Przy tej samej kawie.
A może, nigdy się tak nie stanie ?
Będziesz znowu nieuważna
Taka cicha, nie poważna.
A ja jak te liście
Przy murku, na trawie.
Rozbity po wietrze, przy kawie.
Zapewne będę Ci wdzięczny.
Ty mnie postraszysz kochankiem
Ja się uśmiechnę, trochę przestraszę.
Żeby być mogło we śnie i na jawie.
Wielkich słów nie usłyszysz
Nigdy. Same banały tylko,
Wielkie słowa, to dla wybranych.
Zostaje w morzu, nieokiełznany.
Chwilo, chwilo nie pojęta
Tylko tu, tylko teraz.
Kim ty jesteś ? Kiedy
Czas twój się zapętla ?
W momencie zapominania,
Czy dołożysz kartę do tego pasjansa ?
Dość, tych sentymentalnych bredni.
Chcesz jeszcze jedną herbatę ?
Spójrz jak ładnie, pająk przechodzi
mostem pod światem.
Komentarze
za dużo szaleństwa
Schizofrenia? Dużo desperacji z pogranicza obłędu - za dużo. Spróbuj przeczytać ten wiersz wczuwając się w postać z psychiatryka w białym uniformie, dzięki któremu cały czas może się do siebie przytulać. Bakers, a spróbuj opanować tę psychodelę i napisać wiersz, już na spokojnie - co?
Strasznie rwiesz tutaj, tekst wydaje się nerwowy, rozdygotany. Jeśli taki był zamysł - cóż, nie trafia do mnie ta poetyka.
PS. Po jakiego diabła zostawiasz spację między wyrazem a pytajnikiem?
Na pocieszenie:
Ostatnie dwa wersy bym zostawił...
Pozdrawiam
W wolnej chwili nocy siadam i piszę na nowo własne przeznaczenie - wieczność nade mną, ja w niej