Wieczorem wylewam kawe na papier
i przypalam stronę papierosem.
Wieczorem patrze jak tli sie tytoń
myśli ulatują tworzą chmury.
Zza obłoków wybiega światło
z niego oczu cień przypływa.
Stojąc wpośród siebie
dookoła nic nie ma.
Nie istnieje podmuch co porywa
widze nicość, przykrywa ciała.
I odnajduje przyszłość która przemija
w teraźniejszości dnia wczorajszego.
Gdzieś ponad powiekami umiera
świt o zachodzie słońca.
By ofiarować życie gdy księżyc
chowa sie prosto w usta.
Najnowsze komentarze