Komunikat o błędzie

  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 705 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 706 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 707 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 709 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_environment_initialize() (line 711 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 159 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 160 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 161 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 162 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 163 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 164 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 165 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in include_once() (line 166 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/sites/default/settings.php).
  • Warning: ini_set(): A session is active. You cannot change the session module's ini settings at this time in drupal_settings_initialize() (line 799 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
  • Warning: session_name(): Cannot change session name when session is active in drupal_settings_initialize() (line 811 of /home/concept/domains/concept.kylos.pl/public_html/includes/bootstrap.inc).
Obrazek użytkownika Ziemowit

Serce smoka, odważny lew i zły wybór

Znajdowałem się w ciemnym pomieszczeniu, z którego widać było mój dom. Z sufitu zwisały pajęczyny, więc było tu trochę brudno. Nie wiedziałem co mam zrobić, gdyż w tym pomieszczeniu nie było drzwi, okno było zakratkowane, a poza tym znajdowałem się na dość wysokim piętrze. Nagle pomieszczenie zaczęło się trząść jak i cały budynek. Sufit zaczął walić się na moją głowę, aż w końcu przygniótł mnie od pasa w dół... Nie wiedziałem dlaczego nie czułem bólu, może to zły omen. . . Spojrzałem w dziurę w suficie. Niespodziewanie z dziury wyłonił się ogromy pająk i otworzył paszczę.
- Nieeee!!! - Obudziłem się. - To był tylko sen.
Jak zwykle po koszmarze poszedłem do łazienki aby umyć twarz. Byłem już przyzwyczajony do tego, że zawsze budzę się zlany potem i w ogóle nie śni mi się nic dobrego. Najgorsze jest to, że nie pamiętam kiedy to się zaczęło. Tak, to jest denerwujące, szczególnie że mam złotą osiemnastkę i nawet się z tego nie cieszę. Tak czy inaczej była siódma godzina. Muszę się zbierać, żeby iść do szkoły. Podszedłem do szafy i wyjąłem z niej ciepłą, a nawet bardzo ciepłą, skórzaną kurtkę. Miała kolor czarny. Ubrałem się i wyszedłem z domu. Nic nie wskazywało na to, że coś miało się wydarzyć.
Szedłem sobie spokojnie do szkoły, gdy na chodniku zaczepił mnie chudy, wręcz kościsty, człowiek. Jego twarz wskazywała na niedożywienie i była pełna trosk.
- Witaj, młodzieńcze - kiedy do mnie mówił, jego oczy wskazywały na to, że cieszy się ze spotkania mnie, lecz ja go nie znałem.
- Witaj. - postanowiłem być miły . . .
- Mam do ciebie ogromną prośbę. - dopiero po tych słowach zauważyłem, że trzyma w ręce jakiś zawinięty w pomarańczową szmatkę przedmiot.
- Przechowaj dla mnie tę książkę. Albo lepiej ją zatrzymaj. - wyciągnął do mnie swoją kościstą i pełną siniaków rękę, w której trzymał zawiniętą książkę. - Weź ją, błagam.
- Dobrze, dobrze. Wezmę ją. Jeżeli to coś zmieni - szybkim ruchem ręki zabrałem książkę z ręki kościstego człowieka.
- Dziękuję ci. Nawet nie wiesz jak bardzo. - Jego twarz rozpromieniła się . Jego usta złożyły się w nieudolny uśmiech. Wyglądało to jakby pierwszy raz w życiu się uśmiechał.
- Nie ma za co. - włożyłem zawiniętą książkę do plecaka.
Każdy z nas poszedł w swoją stronę, jednak to zdarzenie wywołało we mnie zdziwienie, nie wiedziałem co tym myśleć. Podczas reszty drogi do szkoły coś mnie kusiło bym obejrzał tę książkę. Rozejrzałem się i zauważyłem nieopodal kawiarnię. Spojrzałem na zegarek. Miałem jeszcze wystarczająco dużo czasu na wejście kawiarenki. Wszedłem. Usiadłem przy stoliku i zamówiłem kawę, ponieważ lubię jej smak, a do tego czułem się trochę senny. "Trochę w niej goryczy, a gdy doda się mleka, wręcz ożywia człowieka" - tak mawiał mój dziadek. Po prostu kocham pić rano kawę. Wyjąłem zawiniątko z plecaka. Odwinąłem i zobaczyłem przedziwną książkę. Obejrzałem ją dookoła. Z przodu okładki znajdował się lew, który zdawał się ruszać, gdy dotyka się go po grzywie (może to moja wyobraźnia?). Zaś z tyłu okładki książki znajdował się czerwony smok. Bardzo się denerwował, gdy dotykało się go po ogonie - nie wiem co ze mną dziś jest? znowu zwidy . . . Tak czy owak, ani z przodu ani z tyłu nie było tytułu, a to samo w sobie jest dziwne. Po krótkim zastanowieniu skojarzyłem lwa z okładki z moim znakiem zodiaku, zapewne jest to zwykły zbieg okoliczności.
- Przyniosłam kawę - powiedziała do mnie kelnerka o kręconych włosach i pięknym uśmiechu. - Czy życzy sobie pan czegoś jeszcze? - nogi też miała niczego sobie.
- Nie, dziękuje. Jednak chciałbym zapłacić. Ile?
- 3 złote - Wyjąłem z plecaka portfel, w którym znajdowało się akurat 3 złote. Podałem jej monety i moja ręka poczuła skórę jej delikatnej dłoni.
Kelnerka poszła dalej o pracy, a ja postanowiłem otworzyć książkę. Otworzyłem ją, w końcu moje oczy ujrzały tytuł, który brzmiał: "Serce smoka, odważny lew i zły wybór" . Tytuł, przyznaję, od razu mi się spodobał. Wziąłem łyk kawy, który od razu mnie postawił na nogi, a także odświeżył i pobudził szare komórki. Postanowiłem przeczytać kawałek tej książki. Pierwsze słowa były makabryczne, a mianowicie: "Idźcie moi bracia na rzeź, bo nasza krew nieważna jest." Spojrzałem na zegarek, musiałem już iść. Dopiłem kawkę - szkoda, że musiałem się zbierać, bo świetny był ten pobudzający napój. Spakowałem książkę do plecaka. Podszedłem do drzwi, które prowadziły na ulicę. Złapałem za klamkę i coś się stało, gdy przez nie przeszedłem... Znalazłem się na środku statku. Wszyscy wpatrywali się w moją osobę, a że stałem na środku to nie było to dla nich trudne. Statek był ogromy, nie byłem w stanie objąć go wzrokiem. Moim zdaniem był to statek królewski - na moje można byłoby w nim mieszkać. Do tego cały był pozłacany czystym złotem. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo wszystko się świeciło. Nad drzwiami wszystkich kajut wisiały brylanty.
- Kimże jesteś? - dopiero teraz zauważyłem, że za mną stał ogromny mężczyzna. Był tak umięśniony, że nie miał szyi. Jego biceps był podobnych rozmiarów mojej klatki piersiowej, ale przecież to nieważne . . . Oczy miał kasztanowe. Miał też szramę przebiegającą nad i pod lewym okiem. W sumie to dodawało mu piękności. Jego rysy twarzy były ostre. Nos miał ogromny - zajmował mu pół twarzy.
- Jestem podróżnikiem - powiedziałem pierwsze co przyszło mi do głowy i od razu tego pożałowałem.
- Nienawidzę kłamców, lecz jeżeli kłamiesz, wybaczę ci. - jego twarz wskazywała na to, że nad czymś się zastanawia.
- Przecież to wybraniec - w końcu któryś z żeglarzy nie wytrzymał.
- Jesteś wybrańc . . . - zaczął do mnie mówić ten, który nie lubi kłamców. Nie wiem jak kończy się to zdanie, bo dostałem czymś metalowym w głowę. Upadłem na podłogę statku, to podłoże nie było zbyt przyjemne. Wokół mnie zrobiło się cicho.
Widziałem już tylko ciemność . . . Po bliżej nieokreślonym czasie zacząłem się powoli ożywać. Czułem, że coś, na czym leżałem, nie było już twarde, wręcz przeciwnie, było tak miękkie, że chciało się leżeć, dlatego nie chciało mi się otwierać oczu. Jednak zebrałem się w sobie i wstałem. Otworzyłem oczy. Znajdowałem się w małym pokoiku, w którym znajdowało się łóżko, na którym leżałem i krzesło, które było stare i wyglądało jakby miało co najmniej czterech właścicieli. W pokoju nie było nic więcej, z wyjątkiem dwóch okienek i drzwi, które wykonane były z prawdziwego drewna. To na pewno sporo kosztowało. Głowa mnie bolała od uderzenia, które otrzymałem, lecz przecież to nic dziwnego. Spojrzałem na swoje ciało. Nie było na nim ani "kropelki" ubrania. Drzwi otworzyły się, a w nich stanęła piękność. Nie mogłem się jej przyglądać, bo musiałem zakryć swoje narządy.
- Przepraszam. - jej głos był cienki lecz mocny. - Nie gniewaj się przyniosłam, ci ubranie. Spójrz mi w oczy i powiedz czy się gniewasz. - Co miałem zrobić, spojrzałem jej w oczy, które były niebieskie, a ich obwódki żółte. Jej oczy wpatrywały się w moje a moje w jej. Przyznaję, byłem zauroczony.
- Nie gniewam się, ale daj mi już swoje . . . - w tym momencie spojrzała na mnie z pogardą -. . . to znaczy moje ubranie.
- Teraz jesteśmy kwita - w końcu nie wytrzymałem zbadałem ją. Była ubrana w długą niebieską sukienkę z wyszywanymi żółtymi kwitami i falbankami. Nogi miała bose. Paznokcie od rąk nie były pomalowane, co mnie dziwiło. Jej ręce wyglądały na delikatne, ale wydaje mi się, że to tylko pozory. Jej twarz miała delikatne rysy. Nosek miała mały, leciutko zadarty do góry i usta, które mnie kusiły. Do tego włosy proste o kolorze kasztanu. Położyła ubranie na ziemi i wyszła.
Trochę mi głupio, że jeszcze nie poznałem dziewczyny, a już . . . Spojrzałem na ubranie, które zostawiła mi nieznajoma dziewczyna, było dość dziwne, w sumie to było takie kimono. Było czarne. Jedyną rzeczą jaka nie była tego koloru był pas, który był biały. Co miałem zrobić, ubrałem się w dziwne kimono. Kiedy uważałem, że byłem już gotów, wyszedłem drewnianymi drzwiami. Za nimi znajdował się korytarz prowadzący w jedną stronę, a mianowicie w lewo. Ściany wokół wydawał się jakby były z bambusa, nie każdy by to zauważył. Co miałem robić? Poszedłem w lewo. Po chwili korytarz rozszerzał się do rozmiarów ogromnego pokoju, w którym znajdował się "podglądaczka". Nie robiłem hałasu, dlatego mnie nie zauważała. Spojrzałem co robi i od razu moja twarz zrobiła tak jakby się w kształt "o", ponieważ ta niepozorna dziewczyna ostrzyła długą przepiękną katanę. Po prostu mnie zatkało, nie byłem w stanie się ruszyć ani wymówić żadnego słowa. Byłem jak słup. Niespodziewanie ona do mnie się odezwała:
- Wiem, że tu jesteś. - to już zupełnie mnie zdziwiło, jednak nie "pękałem" i nic nie mówiłem. - Nie musisz udawać, że cię nie ma, bo wiem, że tu jesteś. - mówiła ze spokojem i przekonaniem w głosie.
Odwróciła się do mnie. Dopiero wtedy zauważyłem jej piękne długie, naturalne rzęsy, no dobra nie najpierw zbadałem jej walory, miała je całkiem spore, nogi miała długie gładkie przynajmniej tak się wydawało, bo widziałem to tylko przez ułamek sekundy kiedy się podnosiła jej sukienka trochę podniosła się do góry. Spojrzała na mnie, a ja na nią i tak patrzyliśmy na siebie dopóki mojej "przyjaciółce" nie zaczerwieniły się policzki i nie spojrzała na podłogę (zapewne też była z drewna). O dziwo, żadne z nas się nie odzywało. Powiem szczerze, zacząłem coś do niej czuć, ale co to było za uczucie, tego nawet ja nie wiedziałem.
- Jak ci na imię? - nie wytrzymałem i to ja zadałem pierwsze pytanie, bo chyba o to chodziło w tej całej ciszy.
- Miło, że w końcu o to zapytałeś. Jestem Jen. - podczas gdy to mówiła uśmiechała się do mnie - Teraz o poważniejszych rzeczach musimy porozmawiać. Kim ty jesteś?
- Ja jestem no . . . eee . . . wolę nie mówić.
- Twój wybór. Tak czy owak, musisz jutro iść do wyroczni. A co do dnia dzisiejszego, choć ze mną do miasta. Odpowiada ci to?
- Jasne. - moje słowo było wypowiedziane z radością
Jen znowu odwróciła się do mnie plecami i schowała swoją piękną długą i bezapelacyjnie prawdziwą katanę do pochwy, która leżała obok miecza. Kolejnym ruchem dziewczyny było założenie miecza na plecy. Lekko go zawiązała a następnie powiedziała:
- Odwróć się. - no, wolałem z nią nie zaczynać więc jej posłuchałem, a poza tym nie chciałem spotkać się ze świeżo naostrzonym mieczem. - Już możemy iść.
Czekałem aż ta przepiękna biała dziewczyna pokaże mi wyjście. O dziwo, drzwi by na widoku. Wyszliśmy z japońskiego domku. Moim oczom ukazało się ogromne miasto. Wszyscy nosili tu tak jakby kimona i sukienki. Miasto wyglądało jakby było z innej epoki, ponieważ nigdzie nie widziałem samochodów czy innych zmotoryzowanych rzeczy. Jedynym pojazdem jaki ujrzałem był koń, który stał nieopodal domku Jen. Co do budynków, każdy był inny. Jedne wyglądały jak takie mniejsze stodoły, inne jak rezydencje, a jeszcze inne były podobne do małych domków, w których mieszka duch Japonii. Co do drogi, którą wszyscy chodzili, nie była ona ani z asfaltu, ani nie była żwirowana lecz była to po prostu położona trawa. Z dziwniejszych rzeczy widziałem, że prawie żaden mężczyzna nie ma broni, wyjątkiem byli ludzie poubierani w żółte kimona, którzy nosili przy sobie (koło pasa) długie cienkie miecze. Na uchwycie tych mieczy widać było "rysunek" smoka. Z tego transu twórczego "obudziła" mnie Jen.
- Ej, idziesz czy nie? - Jej głos wskazywał na to, że jest zadziwiona moim zdziwieniem wywołanym widokiem miasteczka.
Bez słowa udałem się za nią. Wydawało mi się, że idziemy w stronę słońca, lecz szybko spostrzegłem, że w tej krainie są dwa słońca. Jedno świeciło czerwono-pomarańczowymi promykami, zaś drugie świeciło dokładnie z przeciwnej strony, było niebieskie, zaś świeciło ciemnoniebiesko-białymi promieniami. A co do nieba - było przeczyste, lecz wyglądało jakby był zachód czerwonego słońca. Jen zatrzymała się przy wielkim drewnianym domku. Nad drzwiami tego domku wisiała tabliczka, na której wykuty był chleb. Dziewczyna weszła do środka, a ja z nią. W tym domku, a właściwie sklepie, czuć było zapach świeżego pieczywa. Jen kupiła pieczywo i wróciliśmy do jej przytulnego domku. Zjedliśmy pieczywo i poszliśmy do swoich pokojów, niestety każde z nas było w innym pokoju. Długo nie mogłem zasnąć i patrzyłem jak przepięknie wygląda noc. Niebieskie słońce świeciło podczas gdy czerwono-pomarańczowe zaszło. Wyglądało to naprawdę pięknie. Długo patrzyłem przez jedno z okien i patrzyłem na przecudowną przyrodę. . . Nie wiem jak, ale w końcu zasnąłem. Pierwszy raz od wielu lat nie śniło mi się nic. Niestety, mój błogi stan snu nie trwał zbyt długo, przynajmniej tak mi się wydawało, gdyż obudziła mnie Jen, lekkim uderzeniem w twarz z otwartej ręki.
- Już czas, nieznajomy.
- Już idę . . . - naprawdę byłem zaspany i moje słowa nie brzmiały zbyt wiarygodnie.
Jednak się podniosłem, a że nie wiem kiedy zasnąłem to byłem ubrany. Stałem już na nogach, gdy Jen ponownie się do mnie uśmiechnęła. Wyszliśmy z domu, lecz tym razem poruszaliśmy się w drugą stronę, a mianowicie w stronę niebieskiego słońca. Z każdym naszym krokiem miasto wydawało się coraz bardziej mroczne i coraz bardziej czuć było niemiłe zapachy. Nie mogłem się doczekać spotkanie z wyrocznią. Jen stanęła w miejscu, odwróciła się do mnie i powiedziała:
- Musisz sam wejść do domu, który znajduje się po mojej lewej stornie.
Spojrzałem na ten dom. Był cały zniszczony, wydawał się jakby zaraz miał runąć, do tego chyba nieraz była już podpalana za pomocą pochodni, wskazywało na to liczne miejsca w drewnie. No cóż, jak już mam tam wejść, to czemu nie, szczególnie że drzwi tego domku był przeogromne i zapewne nawet czterometrowy mężczyzna mógłby przejść przez te drzwi bez żadnych problemów. Podszedłem do drzwi i lekko je popchnąłem. Moim oczom ukazała się ciemność. W mojej głowie usłyszałem gruby wyraźny głos, który mówił "Wejdź". Naprawdę mnie zadziwiło to, że słyszałem ten glos w głowie, przecież to jest niemożliwe. Stanąłem na parę chwil pomiędzy światłem a ciemnością. Następnie poszedłem w stronę ciemności. Szedłem i nic nie widziałem, lecz parłem do przodu by się nie zastanawiać nad konsekwencjami postoju. Po jakiś 30 minutach moim oczom ukazała się jasność, od której aż zabolały mnie oczy. Na środku światła znajdował się stolik a przy nim dwa krzesła, Na jednym z nich siedział mężczyzna o dużej posturze. No dobra był gruby, a nawet bardzo.
- Usiądź. - to był ten sam głos, który słyszałem w mojej głowie.
Podszedłem do krzesła i usiadłem Widziałem, że to co zaraz usłyszę może być niewiarygodne. Ten człowiek wydawał się patrzeć na moje ręce. Jego
- No pokaż mi swoją rękę. - nie wiem czemu jego głos wskazywał na to że jest bardzo zdenerwowany.
Podałem mu niechętnie moją rękę i odwróciłem ją wewnętrzną stroną do góry. Gruby człowiek spojrzał na moja rękę i przewrócił się wraz z krzesłem.
- Nie to niemożliwe, to nie może być prawda. Odejdź!
Po tych słowach znalazłem się przed budynkiem. Obok mnie stała Jen. Spojrzała na mnie i zapytała:
- I co?
- Tak, naprawdę to nic. Przestraszył się i mnie tu cos przeniosło.
Oczy, to znaczy źrenice Jen wyraźnie się powiększyły. Jej twarz wyraźnie poczerwieniała, a jej ręce się zacisnęły. Czułem że nie chciała mi o czymś powiedzieć. Próbowałem spojrzeć na jej twarz lecz ona od razu ją pochyliła. Nagle ziemia zaczęła się trząść, tak że ten stary dom wyroczni (to znaczy grubasa) zaczął powoli się sypać jego mury. Cegły powoli spadały na ziemie. Po chwili wszystko się skończyło. Jen stuknęła mnie w ramie, trzymała w obu rękach miecz na płasko. Nie rozumiałem o co jej chodzi, lecz ona wszystko mi wyjaśniła:
- Weź ten miecz.
Nie miałem wyjścia wziąłem przepiękną katanę i ułożyłem ją sobie przy lewym pasie. Poczułem, że ziemia zaczęła się znowu trząść, lecz tym razem delikatniej. Znowu wszystko u cichło, aż w końcu miejsce domu wyroczni się rozwalił. Cegły zaczęły latać we wszystkie strony, ale nie to było najdziwniejsze. Najbardziej zaskoczyło mnie to że na środku zgliszczy stał ogromny potwór. Był to ogromny obślizgły, brudny czarny, ledwo trzymający się na swoich sześciu "łapach" pająk. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Po krótkim zastanowieniu stwierdziłem że tego potwora widziałem już w moim śnie. Wyjąłem mój miecz. Znajdowałem się w innym świecie więc postanowiłem zgrywać bohatera. Serce zaczęło mi mocniej bić. Trzymałem miecz nad prawym barkiem. Wziąłem głęboki oddech. Zacząłem biec wprost na potwora, który wydawał się być już bardzo zmęczony po rozwaleniu domku. Biegłem w stronę jego "twarzy" . Byłem już bardzo blisko niego jakieś 10 metrów. 5 metrów. 2 metry.
- Teraz !!! - krzyknąłem aby dodać sobie otuchy i skoczyłem.
Kiedy leciałem zrobiłem szybki ruchem mieczem, tak aby on znajdował się przede mną. Potwór nie zdawał sobie sprawy cos się dzieje aż do momentu w którym mój miecz przepołowił jego "twarz" na pół. Moje nogi dotknęły ziemi. Wziąłem tak mocny wyskok że musiałem przyklęknąć. Usłyszałem krzyk zranionej cofającej się bestii, która ku mojej rozpaczy wciąż żyła, a do tego była bardzo wściekła, wręcz rozzłoszczona. Do głowy wpadł mi kolejny świetny pomysł, a mianowicie taki, że przebiegnę pod bestią i utnę jej wszystkie łapy z jednej strony. Bestia już przestała krzyczeć. Znajdowała się jakieś 20 metrów ode mnie. Spojrzeliśmy na siebie. Przygotowałem miecz, który po tym ruchu znowu znajdował się nad mym prawym barkiem. Zacząłem na niego biec, a on zaczął iść w moja stronę. Byłem już blisko niego, kiedy zaatakował swoją paszczą naszczęście byłem szybszy od niego i zdążyłem ciąć go ponownie w "twarz". Jego krew odprysnęła na moje lewe oko, lecz ja się tym nie przejąłem i znowu zacząłem biec, lecz tym razem skierowałem mój miecz tak że jego uchwyt znajdował się po mojej lewej stronie, a jego ostrze wystawało w prawą. Byłem już niedaleko prawej nogi gdy moja katan przecięło ją jak masło biegłem dalej nie zważając na to byłem obok drugiej i znowu przecięło mu na pół łapkę. W końcu dotarłem do ostatniej tym razem zrobiłem ruch cięcia i znowu łapa była przecięta na pół. Miecz znajdował się po lewej stronie szybko złapałem go w lewą rękę i biegłem tak jak najszybciej potrafiłem lecz potknąłem się o kamień i upadłem. Pająk upadł, na swój prawy, a nie tak jak się obawiałem na płasko, czyli na mnie. Podniosłem się i zacząłem dyszeć, poczułem wielką dumę z tego co zrobiłem. Mój oddech był bardzo szybki i płytki. Podniosłem miecz i schowałem go pochwy przypiętej do mojego pasa. No cóż powiedzmy sobie szczerze byłem z siebie dumny aż do momentu w którym Jen nie stanęła przede mną i zaczęła krzyczeć:
- Zwariowałeś!!!! Chciałeś zginąć !!!! - krzyczała by dalej gdybym jej nie pocałował.
Zdecydowanie by dłużej krzyczała a tak . . . mnie rozbolała tylko twarz od szybkiego płaskiego ciosu w mój lewy policzek, a później dostałem drugiego buziaczka, lecz ten bardziej okazywał znajdujące się w Jen uczucia. To było coś! Po skończeniu czułości Jen się uspokoiła i zaczęła ze mną rozmawiać:
- Tęsknisz za swoim światem? - To pytanie było po prostu niewiarygodne.
- Trochę, ale wolę to miejsce czy tam świat.
- Naprawdę to wspaniale.
Niestety nasza rozmowa nie mogła trwa dłużej ponieważ, otoczyli nas poubierani w żółte kimona, osobniki, którzy nosili przy sobie (koło pasa) długie cienkie miecze. Było ich zbyt dużo abyśmy mogli próbować walczyć. Rozejrzałem się i spostrzegłem, że jeden z nich ma inny ubiór. Ten osobnik ubrany był w białe spodnie, biała koszulę, pas przewiązany miał czarnym pasem i miecz trzymał na plecach, wiem to gdyż wystawał on mu zza pleców. Ja i Jen czekaliśmy, aż przemówi. W końcu ten moment nadszedł.
- Piękna akcja młody wojowniku, mój pan chce cię widzieć. Nie stawiaj oporu, a tobie i tej jakże pięknej dziewczynie nic się nie stanie, co najwyżej zaboli was głowa.
Nie stawialiśmy oporu, cios w głowę najpierw otrzymała Jen, a później ja. Upadłem i widziałem ciemność. Tym razem nie wiem ile ten stan rzeczy trwał, ale po jakimś czasie w końcu się ocknąłem. Pierwsze co zrobiłem to otworzyłem moje oczy i czułem ogromny ból głowy, pewnie dlatego, że moja głowa jest ostatnio taka biedna ciągle ktoś ją uderza. Byłem w ciemnym pomieszczeniu, którego podłoga była twarda, lecz na całej jej długości było ztęchłe siano. Widać było, że ściany są twarde, gdyż były zbudowane z białej niegdyś cegły. Kratkowane metalowe drzwi zdawały się być zamknięte. Czas mnie nie naglił toteż postanowiłem się położyć i czekać aż będę mógł wyjść z tego śmierdzącego i brudnego pomieszczenia. Powiedzmy sobie szczerze nie czekałem długo na to wydarzenie. Drzwi otworzyły się. Momentalnie się podniosłem. Stał w nich rycerz w pięknej i lśniącej szarej zbroi. Na lewej ręce miał przymocowaną tarczę, która była wielka i trójkątna. Dwa miecze znajdowały się na jego plecach. Nawet jego twarz była zakryta ogromnym ciężkim zamkniętym hełmem. Ten człowiek wzbudzał we mnie lęk, gdyż nie posiadałem broni.
- Słuchaj Pajło - ten wyraz najprawdopodobniej pochodził od słów pająk i łowca - weź ubierz się - rzucił ubranie na siano - w to. Thar czeka.
Rycerz wyszedł i niestety zamknął za sobą drzwi, miałem chwile intymności . . . to znaczy mogłem się sam przebrać. Jedna rzecz mnie zadziwiła to ubranie wydawało się jakby pochodziło w ogóle z innych czasów. Na ziemi znajdowała się lekka zbroja, na którą należało nałożyć skórzany kaftan. Na podłodze były również lekkie spodnie i nagolenniki, były tam jeszcze ciężkie buty, lekki hełm bojowy w którym widać było twarz i pas do którego była przypięta skórzana pochwa. Po krótkiej chwili byłem ubrany. Nie musiałem długo czekać na rycerza, wszedł o dziwo od razu gdy się ubrałem. Podszedłem w jego stronę, ale on zatrzymał mnie gestem ręki:
- Odwróć się. Zwiąże ci ręce. - i tak uczynił, założył mi jeszcze opaskę na oczy.
Na szczęście, rycerzyk mnie prowadził. Szliśmy dość długo nawet nogi zaczęły mnie już boleć. W końcu stanęliśmy. Odwiązano mi opaskę znajdującą się na moich oczach. Znajdowałem się w sali tronowej. Było tu dość ładnie, lecz tron był pusty. Za mną stali już dwaj wojacy. Jeden z nich podciął mi tak nogi że ukląkłem.
- Król Thar nadchodzi. - po tych słowach usłyszałem trąbienie.
Thar wszedł ogromnymi drzwiami. Ku mojemu zaskoczeniu nie był to człowiek lecz lew. Miał on ogromną sterczącą na boki grzywę, siwą brodę i wielkie czerwone iskrzące się oczy. Szedł on dostojnie jak na przedstawiciela tej rasy należało. Usiadł na wielkim fotelu władcy, spojrzał na mnie i zaczął rozmowę:
- Witaj panie ty ukłonem cześć tobie oddaję - ukłonił się lekko w moją stronę
- Cześć.
- Przynieś mi serce krwawego smoka - to twoje zadanie - cud wielki wtedy się stanie - Jen przy na pewno przy życiu zostanie.
- A czy dostanę broń?
- Katanę swoją dostaniesz, kiedy zgodzisz się na me zadanie, mapę również dostaniesz - kiwnąłem głową na znak że się zgadzam - a teraz wybacz mi panie wzywa mnie jakieś ważne zadanie. - po tych słowach dostojnym szlacheckim krokiem wyszedł z komnaty.
Wojacy poczekali chwilę, a następnie uwolnili mi ręce, podali mi miecz i mapę i wyprowadzili mnie z tego ogromnego pałacu. Za nim jednak odeszli podali mi papierek, który zezwalał mi nosić przy sobie miecz, przynajmniej tak mi się wydaję. Moim oczom ukazało się przepiękne miasto. Wszystkie domy zbudowane tu były z drewna. Jednak każdy dom był inny. Jedne domki są smętne, inne radosne, a jeszcze inne nie rzucające się w oczy. Jedynym wyjątkiem był pałac z, którego wyszedłem był on zbudowany z białej niegdyś cegły. Ludzie byli tu poubierani w różnego rodzaju zbroje przy których nie za wielu nosiła miecze. Znajdowali tu się też zwykli chłopi. Rzuciłem okiem na mapę i od razu się przestraszyłem ta mapa nie dość, że nie była zbyt czytelna to nie wiedziałem gdzie się znajdowałem. Nie miałem nawet przy sobie "ichnich" pieniędzy, co już było utrudnieniem samym w sobie. Rozejrzałem się po domach. Na jednym z nich zawieszony był znak kufla. Postanowiłem właśnie tam się udać. Wszedłem do tej karczmy. W środku już trwała bójka, a że była ona nieuczciwa, ponieważ czterech ludzi atakowało jednego, więc postanowiłem się przyłączyć, lecz za nim to uczyniłem spojrzałem czy, których z nich ma broń. O dziwo żaden z nich jej nie miał. Odpiąłem od pasa moją katanę, wraz z pochwą. Umocowałem ją tak by nie mogła wyjść z pochwy. Kiedy włączałem się do zabawy czterech ludzi okładało już leżącego człowieka z kopa. Wziąłem zamach mieczem, schowanym w pochwie i trafiłem dwóch z nich. Upadli i mieli już chyba dość, dlatego odeszli. Pozostali dwaj odeszli od człowieka, którego bili. Jeden z gapiów krzyknął:
- To Pajło. Kolejka dla wszystkich ode mnie.
Podniosłem pobitego człowieka, ku mojemu zaskoczeniu nie był to mężczyzna, lecz kobieta. Nie przyglądałem się jej, lecz podniosłem ją i posadziłem obok siebie. Karczmarz przyniósł mi piwo. Byłem w niebo wzięty, ponieważ dawno nie czułem tej lekkiej goryczy w moich ustach. Kiedy popijałem piwo, do mnie dosiadali się ludzie i pytali mnie o różne rzeczy, dostałem też klucz do pokoju w którym położyłem pobitą dziewczynę na miękkim łóżku, a sam położyłem się na podłodze, byłem bardzo zmęczony i pierwszy raz od wielu dni mogłem zasnąć, a nie jak to było wcześniej od mocnego uderzenia. Śniło mi się że jestem smokiem i latam nad wielkimi górami, gęstymi lasami, które z góry wyglądały prawie jak jedna całość i wreszcie nad miastami gdzie wygląd ludzi był podobny. Kiedy się obudziłem, pierwsze co zrobiłem to sprawdziłem moim wzrokiem czy dziewczyna nadal leży tam gdzie ją zostawiłem. Ku mojemu zdziwieniu pobitej dziewczyny już tam nie było. Podniosłem swoje ciało i zrobiłem sobie małą rozciągającą rozgrzewkę w celu obudzenia się doszczętnie, gdyż wydawało mi się, że ludzie raczej tutaj kawy nie spożywają. Gdy skończyłem rozgrzewkę drzwi otworzyły się, a w nich stanęła dziewczyna trzymająca na drewnianej tatce jedzenie.
- Proszę to dla ciebie. - ubrana była jak ja, lecz jej kobiecość zdradzały: delikatne rysy twarzy i długie naturalne kręcone włosy.
- Dziękuje. - podała mi tace a ja ją wziąłem.
Dziewczyna dosłownie patrzyła jak ja jem to co mi przyniosła, czyli świeżutki gorący chleb, do którego dostałem czystą wodę, gdy skończyłem ona mnie zapytała:
- Czy mogę ci jakoś się odwdzięczyć?
- Tak jest jedna rzecz, którą możesz dla mnie zrobić-wyciągnąłem mapę, której nie umiałem przeczytać i jej podałem.
Dziewczyna chwilę ją "postudiowała", a następnie ponownie zapytała:
- Chcesz iść spotkać się ze smokiem?
- Tak.
- Nasz układ będzie taki ja doprowadzę cię do jaskini, lecz sama do niej nie wejdę. Czy to będzie ci opowiadać?
- Tak ruszajmy.
- A ja ja jestem May, a ty Pajło. Wiem.
Kiedy dziewczyna się odwróciła no cóż przyznam spojrzałem na jej tylni wygląd zewnętrzny. Wyszliśmy z karczmy, a następnie udaliśmy się w przeciwnym kierunku do zamku. Powiem szczerze już nie przyglądałem się miastu, bo już to mnie nudziło. Doszliśmy do lasu, który w cale nie wyglądał zbyt przyjemnie, ponieważ był on pokryty bluszczami, było słychać pełno nieprzyjaznych zwierząt. Na szczęście mój przewodnik skręcił w lewo, tak że szliśmy nieopodal mojej obawy (nie lubię drzew). Po bliżej nieokreślonym czasie doszliśmy do szerokiej rzeki wtedy dziewczyna w końcu się do mnie odezwała.
- Po drugiej stronie jeziora jest grota tego stwora. Weź to - podała mi przedmiot do ostrzenia miecza.
- Za nim tam wejdziesz użyj tego. - uśmiechnęła się do mnie i powiedziała - żegnaj.
- żegnaj.
Przewodnik odszedł. Wziąłem głęboki oddech i zanurzyłem się w lodowatej rzece. Było w niej wręcz lodowato. Nie wiedział jak szeroka jest ta woda dlatego wybrałem styl żabka, którego nauczyłem się jeszcze w tamtym świecie w podstawówce. Jedno w tej rzecze mi się podobało była spokojna, przyznam szczerze za spokojna. No ale cóż płynąłem kawał czasu, aż ujrzałem grotę smoka. Wydawało się że jest blisko, lecz upłynął kolejny kawał czasu zanim stanąłem na lądzie, po drugiej stronie. Miałem jeszcze dużo sił, jednak postanowiłem chwilę odpocząć, aby naostrzyć mój mecz. Po skończeniu tego co sobie zaplanowałem udałem się do groty, gdyż moje rzeczy były już suche, ponieważ słońce (to normalne) ostro grzało. Nie każdy lubi wchodzić do jaskiń , a ja należę do takich osób, zanim do nie wszedłem zaopatrzyłem się w pochodnie, którą sam zrobiłem z rzeczy znajdujących się przy jaskini (byłem kiedyś na obozie przetrwania) i podpaliłem ją starym sposobem przy pomocy dwóch krzemieni. Jaskinia ku mojej radości była dość szeroka, lecz z jej sufitu wystawały zielone obślizgłe winorośle, które nie były zbyt miłe w dotyku. Po chwili drogi jaskinia rozszerzyła się w tym momencie w jaskini było naprawdę jasno, co było dziwne. Przede mną znajdował się ogromny czerwony smok z wielkimi zamkniętymi ślepiami i skrzydłami tak szerokimi jak mój wzrost. Smok spał. Wyjąłem miecz i krzyknąłem:
- Ej ty kupo mięsa wstawaj! - było to tak głośne, że nawet mysz by się obudziła.
Smok się obudził i przemówił w moich myślach.
- Dokonałeś złego wyboru budząc mnie. Zapłacisz za to życiem
Kupa mięsa podniosła się. Był tak wielki że nie miałem pomysłów jak ja go w ogóle pokonam. Miał rączki, pokraczne nóżki i ogon. Nie miałem tarczy, a to nie przerażało. Mój wzrok szybko szukał czegoś o obrony i znalazł. Nieopodal mnie leżała metalowa ogromna tarcza. Smok zaczął się rozciągać, a ja szybko podniosłem wielka tracze, którą pożyczyłem od kościotrupa. Smok skoczył swój "taniec" zionął ogniem. Zdążyłem się zasłonić ogromną tarczą, lecz nawet wtedy poczułem że ten ogień mnie rozpala. Moim zdaniem to nie był ogień lecz żar. Atak ustał. Odsłoniłem się. Smok już biegł (na swoich pokracznych łapkach) na mnie. Już wychylił łeb ku ugryzieniu ojej osoby lecz ja byłe o wiele szybszy od niego zdążyłem bowiem zrobić fikołek w lewa stronę i wbić smokowi miecz w oko, następnie szybko się od niego odsunąłem. Smok zaczął wyć. Tymczasem ja nadepnąłem na coś. Spojrzałem na ziemie był to pas z toporkami. Spojrzałem na smok wył piekielnie i jego krew zaczęła dopływać do jego pyska. Schowałem miecz i podniosłem pas i przymocowałem go do mojego drugiego pasa. Na szczęście nie kolidował on z moją pochwą od miecza. Smok przestał wyć, a ja wyjąłem pierwszy tomahawk z pasa. Czekałem aż smok się do mnie odwróci. Po dosłownie chwili smok się do mnie odwrócił, wtedy ja rzuciłem pierwszego tomahawka, który trafił mu w nos. Wyjąłem kolejny topór. Potwór szedł na mnie ja rzuciłem drugi tomahawk, ten trafił go w oko, którego właściwie już nie miał. Widziałem że smok zaraz będzie ział ogniem, dlatego wyjąłem szybko kolejny toporek i rzuciłem go, lecz smok zaczął ziać ogniem. Zasłoniłem się tarczą i nie widziałem gdzie trafił go mój ostatni toporek. Ten atak ognia był tak gorący że metalowa tarcza zaczęła się palić. Atak się zakończył wyciem potwora. Odrzuciłem tarczę w bok. Wyjąłem miecz i spojrzałem co jest z bestią. Udało mi się trafić w jego drugie oko. Więc nic nie widział. Trafiłem go też w nos więc nie czuł zapachów. Miałem przewagę, bo smok używał jedynie słuchu. Odszedłem powoli i po cichu od tarczy, która zapewne słyszał. Smok podszedł tam gdzie stała tarcza i zionął ogniem. Przyznam szczerze wyglądało to bardzo efektownie. Miałem już plan. Zacząłem iść cicho do niego i wepchnąłem mu miecz z lewej strony smok po raz ostatni zawył, lecz gdy upadał jego mała rączka przejechała mi po prawym oku tak że nie uszkodziła mi oka, lecz stworzyła ranę krwawiąca z nad oka jak i spod niego. Przyznam szczerze że to bolało. Tak na wszelki wypadek uciąłem smokowi głowę, bo nie byłem pewien czy on nie żyje. Następnie musiałem zrobić coś czego nigdy nie robiłem czyli wypatroszyć wnętrzności smoka. Przyznam szczerze trochę zajęło mi czasu znalezienie jego serce. Spojrzałem na nie było ogromne mniej więcej jak moja głowa. Kiedy je wyjąłem rozejrzałem się po kościotrupach i znalazłem to czego szukałem, a mianowicie sakiewki. Trzymając serce włożyłem je do sakiewki, ledwo się zmieściło. Odpiąłem pasek na których znajdowały się kiedyś toporki. Wtedy po raz kolejny doświadczyłem uczucie teleportu. Znajdowałem się w pałacowej komnacie, przed tronem lwa, który siedział na swym tronie. Ukląkłem. I przemówiłem:
- Przynoszę dobrą wiadomość serce smoka upolowałem - rym sam mi wyszedł zupełnie przypadkowo.
- Witam ciebie mój panie serca smoka jeszcze nie otrzymałem. Podejdź więc i mi je oddaj abym jego wielkość ujrzał.
Wstałem i wyjąłem z sakiewki serce wyjąłem i położyłem je przed nim. Odszedłem od niego i ponownie uklęknąłem.
- Swoją umowę dotrzymałeś dlatego cud swój dostaniesz. Dodatkowo swój ubiór znowu dostaniesz.
- Dziękuje ci.
Wtedy wielkie drzwi się otworzyły a w nich stała Jen z moim ubraniem.
- Idźcie już bo me oczy są już zmęczone.
Wyszedłem z Jen i udałem się na piwo. Kiedy byliśmy już moim pokoju znajdującym się w karczmie. Jen zszyła mi ranę a ja ubrałem swoje ubranie. Pożegnałem się z nią. Poczułem znowu uczucie które mi się już zaczynało podobać, a mianowicie znowu mnie teleportowało. Byłem w kafejce i trzymałem klamkę, którą otworzyłem drzwi. Wyszedłem z kafejki. Podszedłem do przechodnia i zapytałem:
- Przepraszam, Która godzina? - przechodzeń spojrzał na zegarek
- Jedenasta.
- Dziękuje.
Więc w tym świecie nie upłynęło zbyt dużo czasu, Najwyżej minuta. Udałem się do szkoły. Okazało się w niej, że do naszej klasy doszła kolejna osoba, była to Jen. Tak zaczęła się nasza znajomość . . .

Obrazek użytkownika Gość

NIEspektakl

ja nie mam już siły grać dłużej w dnia 'sztuce'...
maski twarz moja nie strawi.
sufler gdzieś zniknął - z nim zdrowy rozsądek
z widowni uciekli łaskawi

reflektor znudzony za sceną dogasa
sam laurów nie zdołam zebrać
akustyk panel opuścił bez słowa
chciałem to zagrać, nie przegrać!

jeden rekwizyt pozostał mi - pętla
błagam, pomóż mój Panie!
lecz próżno szukać Boga - aktora
w skończonym monodramie...

Obrazek użytkownika Gość

-xxx-

zakończył nadawać
schowany w czterech ścianach
on, ona, oni
być może szczęśliwie
a moja bojaźń
wciąż zatrzymywała
moje myśli
sny były tylko
dopełnieniem
rzeczywistych spotkań

Obrazek użytkownika Gość

-dym i gwiazdy-

bracie mój
czemu odchodzisz w ten piekny wieczor ?
za wzgórza ujzałem
dym i gwiazdy
zakryły wszelkie
zarysy pełni
nie uciekaj !
rękami dotkne miłości

Obrazek użytkownika Gość

-xxx-

zamiary
i postanowienia
obietnice
i przyzeczenia
skubiące od środka
moja głowe
stawiały na nogi
co dzień
nadtrawiając dużą
kupe kupy
oczekiwałem
tylko na wynik
procesu (...)

Obrazek użytkownika Gość

-kiedy-

sny wydawały
się być
miłością zamkniętą
i niewidoczną
przychodziły z daleka
zapakowane szczelnie
kiedy klęczałem
sam z gwiazdami
prosiłem o dotyk
Twoich rąk

Obrazek użytkownika Gość

-xxx-

rozdarte listy
od nowa zmieniły sens
wtopiony w ściane
nasłuchiwałem
głosów uderzających
w szyby
ciepły powiew i smuga
przygasiły
dymiący sie papieros

Obrazek użytkownika Gość

-xxx-

ciemne chmury
zakryły miasto
przykryty śpiewałem
razem z Toba pieśń
aromatyczna kawa
ciągła nas
do snu
cisza była zbyt
denerwująca
by krzyczeć i śmiać sie
z samego siebie

Strony

Subskrybuj Klub Literatów RSS